Dobre małżeństwo
|
||
OpisDarcy i Bob Andersonowie są szczęśliwym małżeństwem od 27 lat. Pewnej nocy, podczas wyjazdu biznesowego Boba, Darcy schodzi do garażu po baterie. Wśród rzeczy męża znajduje magazyn pornograficzny sado-maso. Zaniepokojona co może jeszcze znaleźć trafia na skrytkę a w niej dowód osobisty Marjorie Duvall, ofiary seryjnego mordercy zwanego Beka. |
||
Galeria zdjęć |
||
Recenzja |
||
„Dobre małżeństwo” to ćwiartka znakomitego zbioru „Czarna bezgwiezdna noc” z roku 2010. Książka ta zawiera cztery teksty i po jej lekturze właśnie „Małżeństwo” uznałem za najlepszy. Nieco mroczny, intensywny dramat krzyżujący się z thrillerem, pokazujący kobietę, której świat właściwie legnie w gruzach. Czym bowiem dla dojrzałej kobiety może być uświadomienie sobie, że spędziła kilkadziesiąt lat swojego życia u boku jak myślała wspaniałego człowieka, kochającego męża, dobrego ojca ich dzieci, który jest jednocześnie kimś skrajnie odmiennym, kimś po prostu niewyobrażalnie złym. Stephen King czerpiąc z prawdziwych wydarzeń i prawdziwej postaci mężczyzny o podwójnym życiu przedstawił w książce niezłe studium kobiecej psychiki mierzącej się z szokiem, niedowierzaniem, przerażeniem, bólem, zawodem i strachem. Taki temat wydaje się naprawdę świetnym materiałem na film i sam pisarz bardzo szybko zdał sobie z tego sprawę bo zaraz po wydaniu książki przekształcił nowelę w scenariusz. A scenariusz ów bardzo szybko został sfilmowany, co w ostatnich latach jest rzadkością, bo jeśli spojrzymy na ekranizacje prozy Kinga z niechaj to będzie ostatniej dekady to niemal wszystkie filmy oparte zostały o teksty sprzed wielu, wielu lat. „A Good Marriage” został zrealizowany przez małe studio i nie trafił do szerokiej dystrybucji kinowej, co więcej, równo z kilkunastoma kinami film trafił do internetu na platformy cyfrowe. Sam Stephen King powiedział, że nie jest to duża produkcja i nie spodziewa się zbyt dużych zysków. Żeby tego było mało, film dość długo przeleżał gdzieś na półce czekając na swoją szansę pokazania się publiczności. Cała ta otoczka sprawiała, że ekranizacja ta sprawiała u mnie wrażenie filmu, na który nikt nie stawia, który nie ma prawa być czymś ważnym, a to oznacza, że dobrym. W końcu pojawił się zwiastun, który sprawił, że zacząłem wyczekiwać tej produkcji z dużo większym optymizmem i entuzjazmem. Po obejrzeniu filmu pierwsze o czym pomyślałem, to to, że traci on troszkę przez fakt, że widz zna fabułę. I nie jest to kwestia znajomości literackiego pierwowzoru przez fanów Kinga, bo każdy widz przeczyta po prostu opis filmu, gdzie znajdzie streszczenie jego części. Przez ten fakt oglądając pierwsze 20 minut oczywistym jest do jakiego punktu zmierza fabuła a przez to ten fragment nie oferuje absolutnie żadnych emocji, chociaż z drugiej strony jest zwyczajnie niezbędny dla nakreślenia fabuły i nadania siły następnym wydarzeniom. Gdy Darcy Anderson poznaje prawdę o swoim mężu film automatycznie staje się ciekawszy bo zaczyna się psychologiczne napięcie i sedno całej historii. Cały film opiera się właściwie na dwójce bohaterów, tytułowym małżeństwie, a więc na parze aktorskiej. I tutaj mam problem z określeniem swoich odczuć. Joan Allen w roli kobiety, która musi zmierzyć się z szokującą dla niej zmianą w życiu jednocześnie bardzo mi się podobała ale momentami też wydawała się zbyt teatralna, a może nawet troszkę sztuczna. Z jednej strony jej przerażenie po poznaniu prawdy i lęk bijący z niej podczas kontaktu z mężem jest naprawdę dojmujący. Efekt w moich oczach kilka razy zepsuła jednak nieco zbyt podkreślona ekspresja. Anthony LaPaglia natomiast tak zagrał męża, że można właściwie ocenić go skrajnie odmiennie. Ktoś może powiedzieć, że jest zupełnie bezbarwny i płaski, niesamowicie oszczędny w swojej grze. Ktoś inny jednak zauważyć może, że w tym jest właśnie siła, bo potęguje taką kreacją strach przed nim. Z jednej strony jest do bólu normalny i nijaki, z drugiej aż bije od niego to wewnętrzne zło. Sam nie wiem czy to kwestia scenariusza czy aktorskiej gry i zastanawiam się jaki efekt dałoby dużo mocniejsze podkreślenie szaleństwa mężczyzny. To co zaprezentowano w filmie zwiastuje widzowi nadchodzący i nieunikniony, wielki, mocny i brutalny finał a takiego nie dostaje. Mamy tutaj twist, który w książce zrobił na mnie wrażenie i dał świetną emocjonalną końcówkę, w ekranizacji niestety tego zabrakło, w pewnym momencie bardzo namacalnie poczułem jak z balona ulatuje sporo powietrza. „A Good Marriage” to film z dużym potencjałem, któremu czegoś zabrakło. Zabrakło intensywności noweli, psychologii, emocji i napięcia, które tam towarzyszyły czytelnikowi podczas lektury od początku do końca. Film oglądało mi się naprawdę dobrze, odczuwałem pewien niepokój razem z główną bohaterką i do pewnego momentu towarzyszyła mi w głowie myśl „dobry film”. Zabrakło mi jednak czegoś w finale, mocnego uderzenia, zagrania na tej konkretnej strunie, która stawia stempel z napisem „świetny film, znakomita historia”. Szkoda, bo mogło być lepiej. Kończąc właśnie spisywanie moich odczuć po seansie zdałem sobie sprawę, że napisałem recenzję dużo bardziej surową niż naprawdę myślę. Chyba można odnieść wrażenie, że uważam 'Małżeństwo’ za słaby film a tak nie jest. Przyjemnie spędziłem przy nim czas ale też troszkę się zawiodłem bo miałem nadzieję na większą dawkę silnych emocji. Autor: nocny |