Skazani na Shawshank – spektakl

 

Skazani na Shawshank w Teatrze Syrena jest polską, teatralną wersją słynnego filmu z 1994 roku, dzisiaj często wymienianego w rankingach na najlepszy film wszech czasów.

Andy Dufresne, finansista, zostaje niesłusznie skazany na karę dożywocia za zamordowanie własnej żony i jej kochanka. Trafia do więzienia Shawshank, w którym bezwzględne reguły wyznaczają dyrektor i sadystyczni strażnicy. Mimo wszystko Andy nie załamie się. Przygotuje przewrotny plan zemsty, który zaskoczy nawet jego najbliższych współwięźniów…

Skazani na Shawshank są opowieścią o potrzebie nadziei pozwalającej zachować człowieczeństwo w każdych warunkach. Skazani… stawiają uniwersalne pytanie o związek etyki z inteligencją, które nie zawsze idą ze sobą w parze. Jaką moralną cenę płaci człowiek za przystosowanie się do życia w zamkniętej społeczności?
Prapremiera polska odbyła się 15 stycznia 2010 roku.

Owen O’Neil i Dave Johns – „The Shawshank Redemption”
Tłumaczenie: Klaudyna Rozhin
Reżyseria: Sebastian Chondrokostas
Scenografia: Urszula Bartos-Gęsikowska
Muzyka: Urszula Borkowska
Światło: Petro Aleksowski
Choreografia: Tomasz Borkowski

Występują:
Andy – Mateusz Damięcki
Red – Tomasz Sapryk
Brooksie – Henryk Boukołowski, Andrzej Pieczyński
Stammas – Piotr Szwedes
Bogs – Michał Staszczak
Tommy – Andrzej Niemyt
Hadley – Jacek Pluta
Burmistrz – Wojciech Malajkat
Stone – Jerzy Słomka
Erni – Przemysław Glapiński
Heywood – Marcin Piętowski
Chester – Albert Osik
Pete – Jacek Zawada
Rooster – Piotr Siejka
Entwisle – Michał Konarski
Rico – Wojciech Billip, Tomasz Borkowski
Rita – Marta Walesiak

Czas trwania: 2 godz. 40 min.

 


Recenzje


„Skazani na Shawshank” jest chyba najbardziej znaną opowieścią napisaną przez Stephena Kinga. Jednak powszechnie nie jest ona kojarzona z 'mistrzem grozy’. King parę razy opowiadał historię o tym jak w sklepie zostaje zaczepiony przez starszą kobietę, która mówi do niego „Ja pana znam. To pan pisze te horrory”. Na co King jej odpowiedział „Napisałem również „Skazanych na Shawshank”’. „Nie, to nie pan to napisał. To nie możliwe, by ktoś taki jak pan to napisał”, odpowiedziała mu kobieta. Prawda jest taka, że „Skazani na Shawshank” to tego typu opowieść, że faktycznie jeżeli komuś King kojarzy się jako autor horrorów, to może być mu trudno uwierzyć, że to właśnie on stworzył tę historię.

„Skazani na Shawshank” sławę zdobyli dzięki ekranizacji Franka Darabonta. Film pod każdym względem wielki. Trudno więc ocenić teatralną adaptację opowieści o Andym Dufresne wyrzucając z głowy świetne kreacje Tima Robbinsa i Morgana Freemana, piękną muzykę Thomasa Newmana, czy dokładnie przemyślany scenariusz Darabonta. Gdy ma się na koncie nie jeden seans tego filmu po prostu nie da się tego zrobić.

Sztukę napisali Owen O’Neil i Dave Johns. Pierwszy raz została ona wystawiona 19 maja 2009 roku w Dublinie (w materiałach promocyjnych Teatr Syrena podaje datę 3 września i londyński West End). Jej żywot w Londynie nie okazał się jednak zbytnio udany. Spektakl został wycofany z programu na długo przed planowaną wcześniej datą. Coś więc musiało twórcom nie wyjść. Jednak mimo wszystko bardzo ucieszyłem się na wieść, że Polacy będą mieli okazję obejrzeć Skazanych w jednym z warszawskich teatrów. Nidzie więcej na świecie na chwilę obecną ta sztuka nie była wystawiana. Miła niespodzianka dla fanów Kinga, którzy dotychczas na scenie mogli zobaczyć udaną adaptację „Misery” i bardzo dobre luźne przedstawienie historii pokoju 1408.

Niestety wrażenia po obejrzeniu przedstawienia nie są pozytywne. Winę za to ponoszą zarówno jego scenarzyści jak i polscy twórcy. Całość trwa niecałe trzy godziny i jest to zdecydowanie za długo. Na wiele minut przed zakończeniem chciałem by Andy uciekł już w końcu z Shawshank i wyzwolił spod władzy dyrektora Stammasa. Już podczas przerwy, która odbyła się w trakcie przedstawienia, można było usłyszeć więcej głosów niezadowolenia niż pochwał. Opinie po drugiej połowie w większości były trochę bardziej pozytywne. Na pierwszy ogień trzeba wystawić Mateusza Damięckiego w roli Andy’ego. Niestety nie nadaje się on do roli cichego, inteligentnego bankiera. Gdzież mu do spokoju i wyrachowania Tima Robbinsa, który samą twarzą potrafił wyrazić całą złożoność tej postaci. Trochę lepiej ma się sprawa z Redem, w roli którego występuje Tomasz Sapryk. Jednak gdy cały czas ma się w głowie Morgana Freemana, to jak można pozytywnie ocenić Sapryka? Reżyser, Sebastian Chondrokostas, mówił wcześniej, że szczególny nacisk położy na ukazanie psychologii postaci i przyjaźni pomiędzy głównymi bohaterami. Nie udało mu się spełnić założeń. Damięcki i Sapryk są strasznie nijacy. Przyjaźni pomiędzy nimi nie widać, dostrzec ją można chyba dopiero w ciągu ostatnich 15 minut spektaklu. Nawet w scenie, w której Andy załatwia współpracownikom piwo nie widać wielkiego szacunku jakim powinien darzyć go Red.

Spektakl spokojnie można było skrócić i sądzę, że pozostawiłby on wtedy lepsze wrażenia. Za dużo czasu poświęcono pozostałym, jednowymiarowym więźniom. Niczym nie wyróżniający się bohaterowie wydają mi się być zwykłą zapchajdziurą. Nawet historia Brooksiego nie wywołała we mnie żadnych emocji. Jego zwolnienie z Shawshank i następstwo tego po prostu się wydarzyło. Nic więcej. Żadnej przejmującej historii. Dobre wrażenie pozostawić mógł Piotr Szwedes w roli dyrektora Stammasa, ale i tutaj pojawiają się zgrzyty. Nachalne religijne nawiązania są niepotrzebne i mimo że mamy do czynienia z opowieścią o odkupieniu, nie pasują do całości. Dobrze wypada Andrzej Niemyt w roli Tommy’ego. To chyba właśnie dzięki niemu druga połowa spektaklu mogła wydawać się lepsza. Niezaprzeczalnie wnosi on trochę życia do przedstawienia. Jednak rozciągnięcie jego wątku to kolejne nieporozumienie sztuki. Kolejną scenariuszową głupotą było kazanie więźniom grać, śpiewać i tańczyć na jakiejś imprezie, gdzie na chwilę mógł się dzięki temu pokazać Wojciech Malajkat w roli burmistrza. Wrażenie jest takie, jakby cały wątek został dołączony tylko po to by jego nazwisko znalazło się w spisie aktorów. Gdyby było to jeszcze zabawne a nie żenujące…

Jestem ciekaw jak odebrali to ludzie, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z tą historią. Szczerze powiedziawszy nie wiem jakbym miał sobie wyobrazić ucieczkę Andy’ego z celi. Z tego co widzimy na scenie można by wywnioskować, że zrobił on dziurę w kibelku, a nie w ścianie ponieważ gdy do celi wchodzi jeden ze strażników to po sekundzie wybiega on niemal wymiotując ponieważ… tak mu zalatuje odchodami.

Scenografia spektaklu jest raczej uboga. Mamy do czynienia cały czas z jedną dekoracją (po przerwie na jakiś czas jedynie tylnia ściana zostaje zastąpiona półkami z biblioteki), gdzie po bokach znajdują się wejścia do cel, a nad nimi podesty, na które czasami wchodzą więźniowie. Do tego dochodzi jeszcze okno w górnej części środkowej dekoracji, w którym znajduje się zazwyczaj gabinet dyrektora. Od czasu do czasu pojawiają się rekwizyty typu stół i krzesła, wokół których dzieje się dana scena. To wszystko sprawdza się w większości opowiadanej historii, tak więc do samego jej przedstawienia większych zarzutów nie mam.

„Skazani na Shawshank” w moim odczuciu to spektakl nieudany. I nie jestem odosobniony w mojej ocenie, chociaż napisać mi wypada, że inni oceniają go mimo wszystko trochę lepiej ode mnie. Jednak niemal wszystkim z którymi rozmawiałem po wyjściu z teatru zaświtała jedna wspólna myśl. „Mam ochotę kolejny raz obejrzeć film Darabonta”. Sądzę, że gdyby po powrocie ktoś nam go włączył to każdy z nas z zainteresowaniem oglądałby go jeszcze raz do końca.

Autor tekstu: ingo


’Skazani na Shawshank’ to trzecia teatralna adaptacja tekstu Stephena Kinga wystawiana w Polsce. Miałem przyjemność obejrzeć wszystkie z nich i choć zawsze byłem zachwycony, tym razem spektakl przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Po powrocie z Warszawy jeszcze raz przeczytałem recenzję mojego redakcyjnego kolegi i mam wrażenie, że oglądaliśmy dwa różne przedstawienia. Ja dla odmiany jechałem do stolicy sam, a do Teatru poszedłem tylko z jedną osobą. Mój wyjazd nie był zatem zdominowany przez wielkie spotkanie znajomych, a skupiłem się tylko na spektaklu. Moje oczekiwania były więc podwójne, gdyż nie miałem niczego co zrekompensowałoby mi nieudaną wizytę w teatrze. Mimo tak wygórowanego nastawienia, wyszedłem zachwycony. 'Skazani na Shawshank’ to rzecz idealna pod każdym względem. Wszystkie elementy są na swoim miejscu i w zasadzie nie wiem czy dałoby się to lepiej przedstawić.

Spektakl jest dość długi, ale ani przez chwilę nie odczułem znużenia. Bardzo dobrze skrojona historia, świetna scenografia i kapitalne aktorstwo sprawia, że czas upływa niepostrzeżenie. Podczas przerwy, mimo obolałych nóg, nawet nie wstałem z krzesła, czekając na ciąg dalszy.

Najpierw należy skupić się na scenariuszu. Twórcy w większości oparli się na filmie Franka Darabonta, ale widać też sporo wydarzeń zaczerpniętych bezpośrednio z literackiego pierwowzoru, a także kilka dodanych scen. Biorąc pod uwagę jak bardzo znany jest film i jak charakterystyczne postacie stworzyli grający w nim aktorzy, twórcy sztuki nie mieli łatwego zadania. W związku z tym zdecydowali się na dość odważny krok, już na samym wstępie odcinając się od filmowej wizji. Teatralna wersja Andy’ego, Reda czy Brooksa jest mocno odmienna od tego co mogliśmy wielokrotnie oglądać na ekranie. Samo więzienie natomiast znacznie bliższe jest rzeczywistym realiom niż „skautowskiemu obozowi” z wizji Darabonta. W związku z tym spektakl jest dość mocno wulgarny i momentami całkiem brutalny, co dało bardzo dobry efekt, ale polska publiczność zwykle reaguje śmiechem na wulgaryzmy więc zgadzam się, że w kilku scenach można je było sobie darować. Tak czy inaczej Damięcki w roli Andy’ego był świetny, Sapryk jako Red bardzo dobry, a panowie Pieczyński (Brooks) i Szwedes (Stamms) idealni! Tego pierwszego bohatera gra dwóch aktorów i bardzo chciałbym zobaczyć jeszcze rolę pana Bołkołowskiego, ale jeśli nie będzie mi dane to trudno. Pieczyński tak kapitalnie wcielił się w tę postać, że drugą interpretację obejrzałbym tylko z ciekawości. Komendant więzienia natomiast był już znacznie bardziej „filmowy” choć tutaj dodatkowo celowo przekoloryzowany i przedstawiony w postaci niemalże świętego. Wyszło to idealnie.

Spektakl to nie tylko pierwszoplanowi bohaterowie. Trzeba przyznać, że postacie z tła także wyszły tutaj bardzo ciekawie. W zasadzie każdy więzień jest niesamowicie realną i barwną postacią. Niektórzy może aż nazbyt wulgarni, ale to dodawało klimatu i więziennej atmosfery. Świetnie wypadły też „Siostry”, przy czym ich przywódca Bogs (Michał Staszczak) mógłby się śnić po nocach… i nie byłyby to przyjemne sny 🙂 Strażnicy więzienni też spełnili swoje zadanie w stu procentach. W zasadzie ciężko mi wskazać choć jeden element, który by mi na tym polu nie pasował.

Nie zgadzam się też z moim redakcyjnym kolegą w sprawie elementów komediowych. Scena z ćwiczeniem piosenki (swoją drogą podobna scena znajduje też w filmie) była jednym z ciekawszych elementów, doskonale rozładowującym sytuację, by po chwili znów przenieść nas w poważną scenerię. Ja śmiałem się do rozpuku, a pozostali widzowie czynili to razem ze mną. Nie wiem jaka widownia była w teatrze podczas wizyty moich forumowych znajomych, ale wczoraj wszyscy reagowali spontanicznie, śmiejąc się podczas elementów komediowych i zachowując ciszę w scenach poważnych. A scena z Malajkatem jak najbardziej na miejscu. Owszem miało się wrażenie, że dołączona została po to by Malajkat mógł pojawić się na deskach teatru (choć trzeba podkreślić, że nie jest to jedyna scena z jego udziałem), ale mi to nie przeszkadzało. I po reakcji widzów stwierdzam, że nie przeszkadzało nikomu.

Przed spektaklem obawiałem się czy uda się przedstawić to w taki sposób by historia była zrozumiała dla widzów, którzy stykają się z nią po raz pierwszy. W rzędzie bezpośrednio za mną siedział taki człowiek i nie usłyszałem z jego ust by był w jakiś sposób zdezorientowany. Owszem, teatr wymusza wiele uproszczeń i to co w jednej scenie jest dziedzińcem więziennym, w kolejnej zmienia się w stołówkę, a jeszcze dalej w karcer. Biuro komendanta znajdujące się na górze i widoczne tyko przez okno, przeobraża się w sale posiedzenia komisji, a także w wieżyczkę strażniczą (swoją drogą rewelacyjnie przedstawiono na niej zmienioną historię Brooksa). Wszystko jednak następowało po sobie tak płynnie i czytelnie, że nie sposób było się w tym pogubić. Zgadzam się, że finałowa scena ucieczki była najbardziej nieoczywista. Całość rozgrywała się w pomieszczeniu, którego wnętrza nie widzieliśmy, ale wszystko podano w taki sposób, że bardzo szybko można było połączyć fakty. Teatr to rozrywka dla ludzi inteligentnych i myślę, że twórcy mają prawo założyć, iż nie będą przez 3 godziny prowadzić widza za rękę. Krytykowana przez ingo scena z atakiem śmiechu Reda i wymiotującym strażnikiem wywołała u mnie pozytywną reakcję. Choć to akurat moment zrozumiały przez fanów. Dokładnie ta sama scena była w tekście Kinga jak i w dodatkach wydania blu-ray z ekranizacją.

Na zakończenie powiem krótko. Jestem zachwycony tym co zaprezentowano nam w warszawskim Teatrze Syrena. Spektakl jest już wystawiany drugi miesiąc, a sala pękała w szwach. W zasadzie nie było nawet wolnych miejsc na podłodze, gdyż każda przestrzeń została zagospodarowana przez siedzących na poduszkach widzów „z ostatniej chwili”. Reakcje podczas spektaklu mówiły wszystko, a niegasnąca burza braw na koniec (aktorzy trzykrotnie wychodzili na scenę) nie pozostawia wątpliwości, że spektakl się podobał. Od siebie dodam, że mam ogromną nadzieję na jeszcze jedną wizytę w Teatrze Syrena i liczę na to, że spektakl jeszcze długo nie zniknie z repertuaru. A na koniec nawiążę do zakończenia recenzji ingo. Ja po powrocie z teatru obejrzałem filmową ekranizację, którą akurat nadawała telewizja. Po napisach końcowych i tak myślałem nadal o świetnym spektaklu.

Autor tekstu: Mando


Program


 


Spotkanie w Empiku


Kilka dni przed premierą 'Skazanych’, w warszawskim Empiku Junior odbyło się spotkanie z twórcami przedstawienia: Wojciechem Malajkatem, dyrektorem Teatru Syrena, Sebastianem Chondrokostasem, reżyserem, Mateuszem Damięckim, który zagrał Andy’ego Dufresne’a, Tomaszem Saprykiem, grającym Reda i Piotrem Szwedesem, który wcielił się w dyrektora więzienia. Na owo spotkanie udał się lorddemon. Co ciekawe, pan Malajkat wyznał, ze pomysł na teatralną wersję 'Skazanych na Shawshank’ przyszedł wraz z chęcią zmienienia wizerunku teatru, pokazania, że Syrena ma więcej do zaoferowania. Najpierw pojawił się pomysł na stworzenie adaptacji 'Paragrafu 22′, ale nie udało się zdobyć praw do napisania scenariusza, postarano się więc o prawa do 'Skazanych’. Reżyser natomiast powiedział, że główny nacisk w przedstawieniu chciał postawić na psychologię postaci, na pokazanie przyjaźni Andy’ego i Reda, gdzie ani w filmie, ani w noweli nie pokazano jak ta przyjaźń się rozwijała. Ponadto skupiał się na głównym temacie, czyli odkupieniu i nadziei a także chorym systemie jaki panuje w więzieniach. Podczas rozmowy wspomniano też, że przedstawienie jest głównie dla osób dorosłych ze względu na drastyczne sceny. Tak się złożyło, że na przedstawieniu, na którym byliśmy, obecny był młody człowiek, na oko siedmioletni 🙂