Misery – spektakl
Teatr Polski w Bielsku-Białej zaprasza wszystkich fanów Stephena Kinga na spektakl oparty na książce Stephena Kinga pt. 'Misery’. Reżyseruje Andrzej Celiński, twórca niebanalny, znany z nominacji do Oskara za 'Dzieci z Leningradzkiego’.
Pewnego zimowego dnia popularny pisarz Paul Sheldon, któremu sławę przyniósł cykl romantycznych powieści o Misery, jadąc do wydawcy z maszynopisem nowej książki, uległ wypadkowi samochodowemu. Miał szczęście – z rozbitego pojazdu wydobyła go i otoczyła opieką Annie Wilkes, fanatyczna wielbicielka jego twórczości, była pielęgniarka.
Ale nowa powieść Sheldona nie ma już nic wspólnego z Misery, którą pisarz uśmiercił w ostatniej książce. Annie nie może się z tym pogodzić… Ta historia ze słynnej powieści Stephena Kinga stała się nie tylko kanwą scenariusza filmu (Oskar dla Kathy Bates za rolę Annie), ale także doczekała się adaptacji teatralnej autorstwa Simona Moore’a (znanego m.in. jako scenarzysta filmów „Szybciej niż śmierć”, „Traffic”, „Podróże Guliwera”), granej z powodzeniem na wielu scenach świata.
Adaptacja Moore’a, ograniczająca się do dwojga głównych bohaterów, w inscenizacji Andrzeja Celińskiego (wspólnie z Hanną Polak nominowanego do Oskara za film dokumentalny „Dzieci z Leningradzkiego”) została rozbudowana o senne wizje oraz o postaci zaludniające kiczowate powieści w stylu wiktoriańskim pisane przez Sheldona. Ten teatralny horror to w istocie wnikliwe studium psychologiczne, w którym przenikanie się świata realnego ze światem fikcji i urojeń pozwala głębiej wejrzeć w dusze głównych bohaterów; daje też okazję do ironicznej zabawy konwencjami kultury masowej.
W rolach głównych Grażyna Bułka (ubiegłoroczna laureatka Złotej Maski za rolę Świętkowej w „Cholonku” katowickiego teatru Korez) i jeden z najbardziej cenionych aktorów Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, Grzegorz Sikora.
Prapremiera polska odbyła się 1 kwietnia 2006 roku.
Stephen King, Simon Moore – MISERY
Przekład, reżyseria, opracowanie scenariusza, opracowanie muzyczne i multimedialne: Andrzej Celiński
Scenografia: Marta Roszkopfová
Obsada:
Annie – Grażyna Bułka
Paul – Grzegorz Sikora
Misery – Maria Suprun
Rory – Rafał Sawicki
Goeffrey – Tomasz Drabek
Czas trwania: 2 godz. 10 min.
Ciekawostki:
– Jest to pierwszy spektakl jaki Andrzej Celiński wystawił w Polsce od czasu nominacji do Oscara.
– Pierwsza wersja plakatu przedstawiała Annie Wilkes trzymającą za stopę niemowlę, jednak była zbyt brutalna i dlatego zmieniono ją na taką jaka jest widoczna na górze.
Zdjęcia z prób (bez kostiumów). Autor: Tomasz Wójcik
Recenzja
Już pierwsze przecieki o planowanym spektaklu 'Misery’ wywołały niemałą burzę w środowisku fanów. W końcu obejrzenie adaptacji powieści Kinga, wystawionej na scenie teatru, nie zdarza się zbyt często i dla najwierniejszych fanów jest naprawdę nie lada gratką. Decyzję o wyjeździe podjąłem natychmiast mimo, że Bydgoszcz (w której aktualnie mieszkam) dzieli od Bielska-Białej spory kawałek drogi. Będąc na świeżo po premierze mogę powiedzieć, że nie żałuję ani jednej złotówki, którą za to zapłaciłem.
Zdjęcia z prób, które krążyły w Internecie, odbierane były w różnoraki sposób. Aktorzy wydawali mi się trochę niedopasowani wizualnie. Jak się szybko okazało fotografie pochodziły z pierwszych prób bez kostiumów, a to jak ostatecznie zaprezentowali się aktorzy naprawdę robiło niesamowite wrażenie. Już pierwsza scena przedstawiająca wypadek Paula oraz pojawienie się pisarza w domu swej wielbicielki, wgniata widza w fotel. Efekty dźwiękowe zrobione są w taki sposób, że naprawdę nie raz można podskoczyć z przerażenia.
Sceny takie jak obcinanie nóg czy choćby wspomniany już wypadek samochodowy (czyli wydarzenia, które wydawać by się mogło, bardzo ciężko pokazać jest na scenie teatru) wykonane są niesamowicie. Mimo, że to właśnie na te sceny czekałem z największą niecierpliwością, nie zawiodły mnie one ani trochę. Oczywiście w wielu przypadkach sporą rolę odegrać musiała symbolika. Raczej niemożliwym jest aby Annie odrąbała Paulowi nogi na oczach widzów, czy też aby ten zrekompensował się jej zmiażdżeniem głowy maszyną do pisania. Mimo to efekt końcowy i tak jest piorunujący.
Grażyna Bułka, aktorka wcielająca się w rolę Annie Wilkes, została ucharakteryzowana na podobieństwo wizerunku, który w filmie Roba Reinera wykreowała Kathy Bates. Jednak na tym kończą się podobieństwa między tymi postaciami. Bułka stworzyła zupełnie inną Annie niż ta, którą do tej pory znaliśmy z filmu. Mimo to absolutnie nie oznacza to, że zagrała gorzej. Moim zdaniem postać, z którą mieliśmy tutaj do czynienia jest bliższa książkowemu pierwowzorowi. Choć momentami jest zbyt łagodna to gdy wybuchnie gniewem przed oczami staje nam monstrum żywcem wyjęte z powieści Kinga. Andrzej Celiński postanowił trochę inaczej stworzyć tę postać. W spektaklu zrezygnowano z przeszłości Annie, aby pokazać ją bardziej jako ofiarę, a nie bezdusznego potwora. Co za tym idzie zupełnie inaczej układają się też relacje miedzy pisarzem a jego fanką. Gdy Paul krzyczy do niej „Wypierdalaj!” ta zwiesza głowę i wychodzi z pokoju…
Reżyser zupełnie inaczej przedstawił nam też postać Paula Sheldona. I w tym przypadku mamy już do czynienia z kolosalną zmianą. W spektaklu postawiono nacisk na szaleństwo pisarza. Jest on strasznie krzykliwy, wybuchowy i… dziki. Do tego zdaje się, że to on terroryzuje Annie, a nie ona jego. Prawdę mówiąc jest to jeden z nielicznych minusów przedstawienia. Nie mam nic do gry pana Grzegorza Sikory, ale gdybym miał wybierać wolałbym aby w tym przypadku zachowano wierność książce i stworzono taką postać jaka wyszła spod pióra Kinga.
Największą zmianą w porównaniu z pierwowzorem jest wprowadzenie wielu elementów humorystycznych. Początkowo nawet nieźle się bawiłem jednak z czasem zaczęło to trochę męczyć. Pod koniec pierwszej części odnosiłem wręcz wrażenie, że pan Celiński zrobił sobie dowcip z książki Kinga. Wychodząc na przerwę sam nie wiedziałem co tym myśleć i w tamtej chwili moje odczucia były raczej negatywne. Dopiero druga połowa spektaklu przekonała mnie, ze jest to coś naprawdę godnego uwagi. Prawdę mówiąc nie podobała mi się tylko scena przedstawiająca Wigilię i rozdanie prezentów. Rozumiem, ze szaleństwo Paula osiągnęło w tym momencie punkt kulminacyjny jednak do mnie to jakoś nie bardzo przemawiało. Dopiero gdy wszystko na spokojnie przemyślałem doszedłem do wniosku, że w zasadzie taka koncepcja też ma bardzo dużo plusów. Tak czy inaczej scena, w której Paul Sheldon śpiewa 'White Christmas’, Misery sypie wokół niego płatkami kwiatów, a w tle tańczą Goefrrey, Rory i Annie Wilkes, na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Co się tyczy samego zakończenia spektaklu to też jest ono inne niż w książce. Muszę przyznać, że początkowo nie do końca je zrozumiałem i przez to nie byłem nim raczej zachwycony. Dopiero po przedyskutowaniu tego z innymi fanami zrozumiałem, że ilość interpretacji tej sceny jest naprawdę bardzo duża, ale wszystkie one sugerują, ze jest to mało szczęśliwe, a zarazem rewelacyjne zakończenie.
Sam spektakl oceniam bardzo wysoko. Gdybym miał posłużyć się punktami, które przydzielamy danym pozycjom w recenzjach filmowych i książkowych to dzieło pana Celińskiego zasłużyłoby nawet na ocenę 9/10. Mimo, że początkowo (spodziewając się raczej kopii książki) nie byłem aż tak zadowolony. Sam wyjazd otrzymuje ode mnie jednak najwyższą ocenę. Premiera teatralna to nie tylko samo przedstawienie, ale również cała oprawa, która mu towarzyszy. Muszę przyznać, że zostaliśmy naprawdę bardzo miło przyjęci w Teatrze Polskim. Mogliśmy porozmawiać z twórcami spektaklu oraz z ludźmi pracującymi w Teatrze. Uczestniczyliśmy w małym bankiecie po premierze i naprawdę czuliśmy się jak ktoś ważny.
Cała wyprawa trwała w moim przypadku około 30 godzin, z czego prawie 20 spędziłem w pociągach. Ponad dobę mało jadłem, nie myłem się, nie spałem, a mimo to cieszę się, że w tym uczestniczyłem. Dzięki Teatrowi Polskiemu dane mi było przeżyć wspaniały wieczór i w tym miejscu pragnę podziękować wszystkim ludziom odpowiedzialnym za ten stan rzeczy. Każdy fan Kinga powinien obejrzeć ten spektakl, a kto nie obejrzy ten niech wie, że ominęła go wyśmienita zabawa. To co zaserwował nam pan Celiński nie każdemu może się podobać, ale samo uczestnictwo w przedstawieniu powinno być obowiązkiem każdego fana Stephena Kinga.
Autor tekstu:
Mando
Wywiad z Andrzejem Celińskim
Z reżyserem spektaklu rozmawiali Hubert Spandowski (Mando) oraz Przemysław Romański, redaktor naczelny serwisu Carpe Noctem.
HS: Kilka dni temu w wywiadzie dla Radia BIS powiedział pan, że inspirował się filmem Roba Rainera. Czy to znaczy, że nie czytał pan książki Kinga?
Książkę oczywiście przeczytałem tylko u mnie była to trochę dziwna sytuacja gdyż jako pierwszy oglądałem właśnie film, a dopiero później zainteresowałem się powieścią Kinga.
PR: Czy nie bał się pan wstawiać elementów humorystycznych, które w książce nie zawsze były? Omówiliśmy to w gronie ludzi, którzy czytali książkę i oceniliśmy na plus. Nam się bardzo podobało także tutaj serdeczne gratulacje.
Bałem się tego trochę i na przykład miałem taką rozmowę z fanami Kinga w Ostrawie, którzy mówili, że oni rozumieją, że to jest teatr i, że tu jest troszeczkę inaczej, ale mieli trochę pretensji do tego, że to właśnie odbiega od tej wizji. Że za mało straszymy oraz, że za bardzo podchodzimy do tego z dystansem ironicznym. Ale mi nie o to chodziło w tym przedstawieniu. Teatr wymaga jednak trochę innego języka narracji, innej ekspresji dlatego kładziemy głównie nacisk na to co się dzieje w głowie Annie. Chcemy pokazać przyczyny tego stanu, w którym się ona znalazła. Zawsze jest problem, że nie można tutaj straszyć tak jak się straszy w filmie: gwałtowna zmiana ujęcia, budowanie napięcia, muzyka. To jest trudno osiągnąć w teatrze i bardziej nam tu zależy na tym aby pokazać chorobę bohaterki.
PR: Przy okazji pokazywania psychiki Annie świetnie też wyszła psychika Paula Sheldona.
No właśnie bo on w filmie tak był trochę jakby po macoszemu potraktowany.
HS: Jak mocno różni się pana interpretacja od adaptacji Simona Moore’a?
Dość znacznie się różni. Jedną scenę wzięliśmy tak naprawdę od Moore’a. Scenę świąt. Ona jest wzięta w całości.
HS: Czy u Moore’a były postacie Misery lub Goeffreya?
Nie, tego nie było. Goeffrey, Misery i Rory to jest mój pomysł. Z tym, że to oczywiście w powieści jest. Tam są fragmenty tekstu Paula. To nie jest wzięte z powietrza tylko jest to wzięte z książki.
HS: Czy sugerował się pan tym co zrobiła Kathy Bates obsadzając panią Grażynę do roli Annie?
Nie. Ja po prostu szukałem aktorki, która ma dużą skalę… która może zagrać od drobnych, lirycznych klimatów po tą wściekłość, w którą wpada co jakiś czas. Nie każda aktorka to potrafi, żeby przejść od jednego do drugiego. Ona to umie i w zasadzie była to optymalna osoba w tym zespole, która by to mogła zrobić. Są inne aktorki tutaj, ale żadna nie ma tej zdolności przerzucania się z jednego do drugiego.
PR: Kogo zabrał pan ze swojej odgórnej ekipy, która nie jest stąd?
Martę Roszkopfvoá, która jest przeciekawym człowiekiem i świetnym scenografem. Pracuje wszędzie w Europie. Studiowała w Warszawie także zna polski, węgierski, a w ogóle jest właściwie Austriaczką gdyż jej ojciec był Austriakiem także w domu mówiło się po niemiecku. Teraz mieszka w Ostrawie czyli w Czechach. Zna pięć języków. Jest super osobowością i bardzo dużo ładnych scenografii robi na całym świecie.
HS: Czy nasza polska 'Misery’ różni się czymś od tego co wystawia pan w Czechach czy jest to dokładnie ten sam spektakl?
Jest podobnie. Różni się tylko kilkoma scenami wizyjnymi. Nie ma tej sceny, w której Paul śpiewa 'White Christmas’. Jednak są to tylko takie drobiazgi. Generalnie ta linia jest podobna.
HS: Czy zamierza pan jeszcze w przyszłości zrobić jakiś spektakl Kinga?
Zastanawiam się nad tym bo jest jeszcze kilka takich tematów, które są fajne do teatru. Jak chociażby 'Lśnienie’. Jest to może troszkę trudniejszy temat, ale też koncentruje się w jednej przestrzeni – hotelu i jego bezpośredniej okolicy. Także myślałem też o tym. Piękna rola tutaj dla mężczyzny z kolei.