Forcery
Stephen King wypełnia bardzo dużą część mojego życia, a wszystko co kręci się w koło jego osoby jest moją pierwszą i podstawową pasją. Ciężko byłoby jednak ograniczać się tylko do jednego tematu. Myślę, że na drugim miejscu mogę śmiało postawić zjawisko występujące pod szyldem 'Star Wars’. Szczególnie, że 'Gwiezdne wojny’ towarzyszą mi dłużej niż każda inna pasja, bo już przeszło 20 lat. Mimo, że same filmy są dla mnie tylko punktem wyjścia, a całe rozszerzone uniwersum w postaci książek czy komiksów stanowi sedno fascynacji tematem, do tej pory nie przekonałem się jeszcze do starwarsowych Fan Filmów (odpowiedników naszych Dollar Babies, które to z kolei oglądam namiętnie choć nie zawsze z przyjemnością 🙂 Jak się okazało, mój pierwszy kontakt z produkcjami amatorskimi SW połączył obie pasje. 'Forcery’ to film, który absolutnie nie należy do grona Dollar Babies. Jest to przedstawiciel Fan Filmów SW, który jednocześnie parodiuje książkę Stephena Kinga 'Misery’ jak i jej ekranizację.
Reżyseria: Christopher Knight, Ed Woody
Scenariusz: Christopher Knight, Ed Woody, Melody Hallman Daniel, Chris Hanel
Rok produkcji: 2005
Czas: 54 min.
Występują:
George Lucas … Chad Austin
Frannie Filks … Meldoy Hallman Daniel
Rick McCallum … Ed Woody
Sheriff Boozer … Christopher Knight
Mrs. Boozer … Lisa Knight
Waitress … Darla Gritton
Już sam plakat reklamujący film jest w zasadzie całkowicie pozbawiony elementów charakterystycznych dla 'Gwiezdnych wojen’. Na pierwszy rzut oka mamy jeden z plakatów 'Misery’ z nowym tytułem, napisanym taką samą czcionką jak logo filmu Roba Reinera. Dopiero po bliższym przyjrzeniu rzucają się w oczy teksty na temat 'Star Wars’. Jeszcze przed rozpoczęciem filmu pojawia się kolejny zabawny mix Kinga z SW. Czołówka wytwórni Castle Rock Entertainment (która nazwana została tak w swoistym hołdzie Kingowi, po sukcesie filmu 'Stań przy mnie’) została tutaj odrobinę przerobiona. Zza horyzontu zamiast słońca wyłania się Gwiazda Śmierci i niszczy planetę, na której znajduje się latarnia morska.
Sam plakat chyba jednak troszkę mnie zmylił. Mimo wszystko spodziewałem się filmu na wpół profesjonalnego, a niestety to co otrzymujemy, pod względem wykonania jest koszmarną amatorką. Montaż strasznie bije po oczach, sceny przycięte są chaotycznie, aktorzy drewniani, a całość kręcona zwykłą kamerką. 'Forcery’ w zasadzie zrobiony jest na poziomie sporządzonego domowym sposobem filmu… i to filmu nakręconego przez prawdziwego amatora w tej dziedzinie (samo stworzenie efektu miecza świetlnego nie wymaga wielkiej znajomości sztuki filmowej). Do tego trwa on aż 54 minuty, a to przy takim wykonaniu, trochę męczy oczy.
Mimo wszystko nie można odmówić mu fajnego pomysłu i naprawdę dobrego humoru. Amatorskie wykonanie trochę męczyło, ale przedstawiona historia autentycznie potrafiła zaciekawić. Zdecydowana większość scen jest żywcem wyjęta z 'Misery’, a jedynie przerobiona na potrzeby „gwiezdnowojenne”. Przyznać trzeba, że sprawdza się to doskonale. 'Misery’ to książka o fanatyzmie niektórych fanów, a mimo, że każdy geek jest z grubsza taki sam, to miłośnicy 'Star Wars’ są na tym polu troszkę bardziej… zaangażowani:-)
Fabuła w wielkim skrócie przedstawia się następująco: George Lucas kończy pisać pierwszy skrypt 'Epizodu III’. W drodze na Ranczo ma wypadek i trafia w ręce fanatycznej wielbicielki – Frannie Filks. Jak mocno jest ona szalona dowiadujemy się dopiero po przeczytaniu przez nią owego skryptu. Od początku zastanawiało mnie co też zbulwersuje Frannie w Epizodzie III, który w moim odczuciu zajmuje drugie miejsce zaraz po 'Imperium kontratakuje’. Okazuje się, że w filmowej wersji scenariusza zamieszczona jest scena śmierci Jar Jar Binksa, którego Frannie jest wielką fanatyczka. Zmusza George’a do spalenia skryptu i rozpoczęcia pracy nad 'Epizodem VII: Przygody Jar Jara’, będącym początkiem trzeciej trylogii.
W filmie znalazło się kilka bardzo charakterystycznych scen odegranych pierwotnie przez Kathy Bates, które idealnie wpasowują się w gwiezdnowojenny klimat. Jako przykład można podać choćby wspomniana już scenę nocnego szaleństwa Frannie spowodowaną śmiercią jej ulubionej postaci. Autentycznie śmiałem się w głos podczas tej rozmowy bohaterów. Bardzo dobrze sparodiowano też mocno charakterystyczny monolog o kinowym oszustwie. Tutaj Frannie porównuje oryginalną starą trylogię z wersją specjalną z 1997 r., a dokładniej scenę z kantyny w Mos Eisley , w której Han zastrzelił Greedo. Nasza bohaterka również stanęła w sali kinowej krzycząc: „Oszustwo! Greedo nigdy nie strzelił!” (zaznaczyć trzeba, że jest to jedna z głupszych i bardzo bulwersujących fanów, zmian w SW). Co ciekawe mamy tutaj też nawiązanie do kubrickowego 'Lśnienia’, a scena ta również wywołała u mnie atak śmiechu. Chodzi o moment chwilowej niemocy twórczej głównego bohatera. W oryginalnej wersji, Paul Sheldon wystukał na maszynie linijkę „fuckfuckfuckfuck…”. W 'Frocery’ George nieco dłużej klepie w przyciski, a jak w końcu prezentują nam zapisaną kartkę, po prostu nie sposób się nie śmiać.
Na szczęście zabawne sceny nie ograniczają się tylko do tych kilku wymienionych. Nie spodziewałem się, że prawie godzina seansu z tak koszmarnie wykonanym filmem będzie tak przyjemnym doświadczeniem. Osobiście bawiłem się bardzo dobrze i choć nie wiem czy ten humor będzie bawił kogoś kto nie zna świata 'Star Wars’, oceniając z mojego punktu widzenia, to bardzo przyjemna rozrywka czerpiąca garściami z twórczości naszego Stephena Kinga. Szkoda, że nie została wykonana na nieco lepszym poziomie bo wtedy byłaby to naprawdę produkcja, do której nie mógłbym się przyczepić. Sami twórcy w napisach końcowych bardzo pozdrawiają Kinga, Lucasa, Spielberga, Howarda i aktorów grających w 'Misery’ prosząc jednocześnie by ich nie pozwali:-) Wyrażają też życzenie by nigdy nie powstała TAKA trzecia trylogia:-) Odpowiedzi na pytania, które spłonęły wraz ze skryptem 'Epizodu IX’ mogą pozostać na zawsze nierozwiązane, czego sobie i Wam serdecznie życzę. Na koniec wypada życzyć jeszcze tylko jednego… NIECH MOC KINGA BĘDZIE Z NAMI.
Autor tekstu:
Mando