Urodziny mistrza – Magazyn Histeria ’15

Różnymi drogami człowiek poznaje literaturę. Różnymi sposobami dostępuje możliwości pierwszego czytania jakiejś książki. Zainteresuje go okładka, usłyszy o dobrej powieści, przeczyta recenzję, skusi się na zakupciemno… Mnie Mistrz King został podarowany intelektualnie przez mojego własnego Mistrza, któremu zawdzięczam także inne literackie pierwsze razy – jak chociażby Mastertona, Kunderę czy Gardnera. I „strach się bać”, co by było, gdyby nie dał mi do przeczytania Smętarza dla zwierząt, Miasteczka Salem, Lśnienia. Wymieniam te trzy tytuły, bo one (no i oczywiście It) ukształtowały mój zachwyt Kingiem, pozwoliły poznać jego pisarski kunszt, jego fenomenalną zdolność opowiadania…

I choć najnowszy King – jak zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?, mówiąc Słowackim, to miłość do autora Misery, wystawiana ostatnimi czasy (a konkretnie ostatnimi książkami autora) na próbę, trwa i trwać będzie. Właśnie ze względu na arcydzieła, które spod jego pióra wyszły. I ten artykuł jest ukłonem dla Mistrza w jego urodziny, nie bałwochwalczym, ale pełnym uznania.

Zaznaczam od razu, jeśli kogoś poufny ton wstępu by zmylił – nie będzie to jednak wspominanie lekturowej inicjacji Kinga z rozpisywaniem się, jak na przykład szłam z nosem w książce, odebrawszy ją dopiero co zamówioną z księgarni i pochłaniając w drodze każde słowo (inna to była zresztą książka, innego autora, mój Mistrz wie, o kogo chodzi, a reszcie zostawiam to w ramach niewiadomej). Nie będzie więcej wycieczek osobistych w tym tekście. Nie będę też przedstawiała szczegółowego życiorysu autora Christine zainteresowanych odsyłam do źródeł biograficznych (książkowych, internetowych) – jest tego ilość wręcz zatrważająca. Nie oznacza to, że o pewnych datach z życia Mistrza Kinga nie wspomnę, lecz postaram się zrobić to oszczędnie. Mój artykuł będzie próbą zasygnalizowania tego, co w pisarstwie Kinga moim skromnym zdaniem jest mistrzowskie. Zaznaczam od razu, że jest to rozpoznanie subiektywne i racji konieczności liczenia się ze słowem (także w magazynie internetowym) – mocno selektywne.

O urodzonym 21 września 1947 roku w Portland amerykańskim twórcy literatury mówi się i pisze jako o najpoczytniejszym i najbogatszym pisarzu (lub jednym z najpoczytniejszych i najbogatszych); twórcy bestsellerów, o których sfilmowanie biją się wytwórnie. Podkreśla się jego charyzmę, nazywa artystą i rzemieślnikiem (warto wspomnieć tu Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika, w którym konfesyjnie pisze on o swoim pisarskim warsztacie czy Danse macabre, gdzie m.in. daje popis znajomości literatury grozy). Krążą o nim legendy, łączy się jego biografię z wątkami jego książek, bada się zależności pomiędzy poszczególnymi jego tekstami, odwołania do wcześniejszych jego utworów (tu najczęściej nić prowadzi do Lśnienia), wspólne miejsca akcji (często przywoływane miasteczko Castle Rock); szuka się intertekstualnych smaczków, które pisarz umieszcza w utworach – a tych ostatnich lista jest imponująca. Dlatego należałoby dodać – jeden z najpłodniejszych pisarsko autorów – od czasu uznawanej za debiut Carrie z 1974 roku (po prawdzie King pisał już wtedy od dwudziestu lat, a wspomniana powieść była jego nie pierwszą, a piątą wydaną, zresztą debiutował pod koniec lat sześćdziesiątych opowiadaniami w „Startling Mystery Stories”) liczba jego utworów – drastycznie (to chyba odpowiednie słowo) wzrosła.

Uważany za ojca horroru (choć w wywiadach mawia, że nigdy nie myślał o sobie jako autorze horrorów) i grozy (choć jego twórczość to także literatura faktu), za głównego przedstawiciela tzw. literatury popularnej, jest nie tylko pisarzem uprawiającym horror i grozę w praktyce, ale także świetnym teoretykiem gatunku. Istotę uprawianej literatury zawarł we wstępie do jednej ze swoich powieści. Autor Martwej strefy zwraca uwagę na cel opowieści grozy – w jego ujęciu (a uznaję je za bliskie istoty rzeczy) gatunek ten stara się wyrażać niewyrażalne – jak pisał w Przedmowie do Nocnej zmiany: (…) opowieści horror stanowią punkt łączący świadomość z podświadomością, stanowią miejsce, w którym wyobraźnia i alegoria stapiają się w najbardziej naturalny sposób i wywierają największe wrażenie. (NZ, s. 20) King podkreśla swoistość literatury grozy jako tej, która zawiera w sobie elementy świata racjonalnego i wyobraźniowego, która posługuje się znakami, aby odkryć tajemnicę rzeczywistości: Każdy utwór z gatunku horror jest utworem alegorycznym; czasami alegoryczność jest zamierzona, (…) a czasami po prostu jest… (NZ, s. 20)

Pomijając kwestie sporne w definicji alegorii, warto zauważyć jedną kwestię – literatura grozy jest próbą opisania nie wprost otaczającego człowieka świata. Jest to takie przedstawienie rzeczywistości, które poddaje się interpretacji; jest wieloznaczne. I takie są najlepsze książki Kinga – niedające się odczytać w jeden sposób, mimo kwalifikowania ich jako horror, wykraczające poza tę przynależność. Można je czytać jako przerażające opowiastki, można widzieć w nich dostrzec drugie dno, w którym odbijają się nie tylko ostrza wampirzych kłów, ostrych narzędzi czy blask płomieni lub ślady krwi, lecz to, co ze sobą semantycznie niosą te i inne rekwizyty literatury grozy. Takie patrzenie pozwala odczytać jego książki jako opowieści o człowieku, o jego lękach, namiętnościach, samotności…

W centrum zainteresowania autora, który pisał także pod pseudonimem Richard Bachman, stoi bowiem człowiek, jego relacje z rzeczywistością, jego spotkanie z innym (zewnętrznym lub immanentnym wobec niego), kontakt z nieznanym – zwykle destrukcyjnym dla człowieka. Temu humanistycznemu zacięciu towarzyszy bardzo baczny namysł nad emocjami, pragnieniami, dobrem, złem, mechanizmami ludzkich strachów, potwornością różnego rodzaju. Przy czym pisarz nie moralizuje, nie poucza, on opowiada… a to wychodzi mu po mistrzowsku.

King opowiada obrazami. Jego proza jest gęsta, pełna opisów (niezwykle nieraz rozbudowanych, to cecha charakterystyczna dzieł autora Czterech pór roku – zwielokrotnienie przedstawianego obiektu, które mimo to nie zawiera zbędnych powtórzeń, jest maksymalnie wypełnione informacjami na jego temat), wyrazistych kreacji bohaterów i miejsc. To świat niezwykle plastyczny, wielowymiarowy – budowany bardzo kunsztownie, co wpływa na zawieszenie niewiary czytelnika, na jego zaangażowanie w tekst.

Zaletą omawianych utworów jest dbałość o szczegóły – niemal z kronikarską skrupulatnością autor Bezsenności opisuje osoby, miejsca, detale z nimi związane – i tak na przykład po odnotowanej niezbyt pochlebnej myśli Jacka Torrance’a o przyszłym pracodawcy, otwierającej Lśnienie, pojawia się opis następujący:

Ullman mierzył pięć stóp i pięć cali, a poruszał się z pełnym zaaferowania pośpiechem, który zdaje się wyłączną cechą wszystkich niskich i korpulentnych mężczyzn. Przedziałek miał prościutki, ciemne branie dyskretne, lecz budzące zaufanie. Jestem kimś, do kogo można się zwracać w kłopotliwych sprawach – mówiło to ubranie do klienta. Do pracownika przemawiało zwięźlej: to należy zrobić dobrze, pamiętaj. Stuart Ullman nosił w butonierce czerwony goździk, zapewne w tym celu, aby żaden przechodzień nie wziął go za miejscowego przedsiębiorcę pogrzebowego. (L, s. 9)

W późniejszym opisie Watsona oprowadzającego Jacka po Panoramie czytamy, że: Był muskularnym mężczyzną o puszystych włosach koloru prażonej kukurydzy, ubranym w białą koszulę i ciemnozielone spodnie z bawełnianego diagonalu. (L, s. 19)

King przygląda się rzeczywistości i odtwarza ją na kartach swoich utworów tak intensywnie, że przedstawione postacie są niemal namacalne. Miasteczko Salem otwiera opis, który „ustawia” całą fabułę książki:

Niemal wszyscy sądzili, że mężczyzna i chłopiec – to ojciec i syn. (…) Chłopiec mówił bardzo niewiele. Jego twarz była zawsze skupiona, a ciemne oczy zdawały się bezustannie wpatrywać w jakiś ponury, widoczny dla niego horyzont. W restauracjach i na stacjach benzynowych, przy których zatrzymywali się po drodze, był po prostu uprzejmy i nic więcej. Najwyraźniej starał się nie tracić z pola widzenia wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny, a kiedy ten musiał opuścić go na chwilę, żeby skorzystać z łazienki, chłopca natychmiast zaczynał ogarniać niepokój. (MS, s. 9-10)

W tym krótkim zarysie postaci autor Podpalaczki zawiera to, co sprawia, że czytelnik otwiera książkę i nie może przestać czytać – jest niewiadoma, jest tajemnica, jest coś – w przypadku przywoływanego fragmentu, to coś kryje się w przeszłości branych za rodzica i dziecko osób. King umiejętnie budzi i podsyca ciekawość. Te zamierzone niedopowiedzenia odkrywane są u niego w miarę prowadzonej fabuły, fakt zasygnalizowany w jednym miejscu, w późniejszym zostaje uwypuklony, staje się kluczowym elementem rozwinięcia czy rozwiązania akcji. Pisarz stopniowanie zaciekawienia osiąga poprzez mające charakter przedstawieniowy i retardacyjny opisy świata przedstawionego – podobnie jak w przypadku kreowania postaci są one bardzo plastyczne, szczegółowe – tak jest np. w opisach pogody czy miejsc, w których są lub do których trafiają bohaterowie. I wszystkie te elementy mają znaczenie – jak chociażby śnieg odcinający Jacka i jego rodzinę w Lśnieniu, odbierający im, cytując: zdolność podejmowania decyzji (L, s. 171). Opis, który przy swoim rozbudowaniu i skupieniu na jednym – padającym śniegu, jest interesujący i wzmaga wyczuwalne napięcie, że coś nadchodzi.

Podobną rolę odgrywają, choć trochę na innej zasadzie (jako znaków rzeczywistości znanej człowiekowi, zwyczajowej) opisy pory roku czy dnia i tytułowej przestrzeni w Miasteczku Salem. W przywołanej powieści pojawia się wizja miasteczka jako ostoi zwyczajności:

Miasteczko budzi się wcześnie, bo takie są prawa codzienności. Ruch zaczyna się wtedy, gdy krawędź słonecznej tarczy leży jeszcze głęboko za horyzontem, a ziemię spowija głęboka ciemność. (MS, s. 48)

Z jednej strony przywoływane przez niego obrazy są znakami rzeczywistości znanej człowiekowi, z drugiej stanowią opozycję do tego, co w ten uporządkowany świat wkracza. Dotychczas miasteczko było enklawą bezpieczeństwa:

Niemal wszystko, co mieszkańcy Salem wiedzieli na temat wojen, katastrof i kryzysów gabinetowych, pochodziło z telewizyjnych programów… – autor wymienia drobne społeczne, miejscowe niepokoje, by dodać – Nie licząc tych spraw, wiedza mieszkańców na temat gnębiących świat wstrząsów była czysto akademicka. Tutaj czas biegł zupełnie innym rytmem. W takim miłym, małym miasteczku nie mogło wydarzyć się nic nieprzyjemnego. Wszędzie, ale nie tutaj. (MS, s. 34-35)

Ale coś się zmienia… – pisarz często w swoich utworach korzysta z opozycji tego, co jest, i tego, co staje się, będzie – zwykle spokój i bezpieczeństwo (nawet jeśli trwało od niepamiętnych czasów) jest tylko pozorem. Niebezpieczeństwo czai się, czeka na swój moment (zjawiskowo zostaje to przedstawione w It). Może się pojawiać stopniowo lub objawić nagle, zwykle zapowiadają je drobne znaki – te wręcz niezauważalne sygnały „innego” King dawkuje – niby wszystko jest tak samo, a jednak coś się zmieniło. I tak na przykład mamy opis nadchodzenia jesieni w Salem i przechodzenia dnia w noc, świadczące o cykliczności, powtarzalności zjawisk – o ich zwyczajności:

Jesienią w Salem noc zapada w następujący sposób: najpierw słońce przestaje promieniować ciepłem, powietrze staje się chłodniejsze, przypominając o tym, że już wkrótce nadejdzie długa, mroźna zima. Na niebie pojawiają się rzadkie obłoki, a cienie wydłużają się, tracąc wyraźnie na gęstości, bo nie ma liści na drzewach ani opasłych chmur na niebie, które mogłyby nadać im solidniejszą konsystencję. Są to ponure, wstrętne cienie, wgryzające się w ziemię niczym zęby. (MS, s. 334)

Takich pejzażowych opisów jest w omawianej prozie sporo, budują one nastrój, są też tłem do wydarzeń. Ale bywają czymś więcej. Na przykład obraz końca dnia w kolejnym fragmencie przywoływanej powieści jest preludium do tego, co się stanie, ta spokojna wizja ujawnia zmianę – uaktywnienie się czegoś groźnego:

Dzień zatrzymał się z drżeniem na krawędzi swojego istnienia. Spowite ciemnością domy spały spokojnie. W centrum palące się w sklepie z narzędziami, Domu Pogrzebowego i Excellent Café światła rzucały na chodniki migotliwy blask. W niektórych domach także paliło się światło. (…) Jednak zdecydowana większość mieszkańców Jerusalem spała snem sprawiedliwych i spracowanych ludzi.

Przy bramie cmentarza położonego na Wzgórzu Spokoju stała samotna, przygarbiona postać, czekając, aż nadejdzie jej czas. Kiedy to nastąpiło, odezwała się cichym, kulturalnym głosem. (…) Głos umilkł. Zerwał się łagodny wiatr, przynosząc ze sobą cichy szept liści i traw i odór zgnilizny z wysypiska przy drodze.

Poza tym panowała cisza. Postać stała przez chwilę bez ruchu, po czym wyprostowała się i wyciągnęła przed siebie ramiona, na których spoczywało nieruchome ciało małego chłopca. (…) Nie było już nic oprócz ciszy. (MS, s. 84)

King za pomocą jednego obrazu burzy całą dotychczasową rzeczywistość – to nie żadna scenka rodzajowa, to wkroczenie czegoś „innego” w ludzki świat. Często pisarz korzysta też nie z wprowadzania nowego elementu, ale wykorzystuje zależności pomiędzy przedstawionymi już składnikami, by ukazać metamorfozę tego, co człowiekowi było znane. Modelowym i jakże udanym przykładem tego zabiegu jest scena z Lśnienia, gdy Jack:

Właśnie wtedy usłyszał za plecami ten odgłos. Obrócił się szybko, zły, speszony, ciekawy, czy ktoś widział te jego wygłupy w królestwie dzieciaków. Przebiegł wzrokiem po zjeżdżalniach, po huśtawkach stojących i wiszących, na których bujał się tylko wiatr. I popatrzył dalej, na furtkę i niski płotek oddzielający plac zabaw od trawnika i zwierząt – lwów skupionych opiekuńczo wzdłuż ścieżki, królika pochylonego, jakby zamierzał skubać trawę, bawołu gotowego zaatakować, psa sprężonego do skoku. (…) Nic się właściwie nie zmieniło. Więc dlaczego zaczęła mu cierpnąć skóra na twarzy i rękach, dlaczego zaczęły się jeżyć włosy na karku, jakby nagle mięśnie się tam napięły? Znów zerknął na hotel, ale to niczego nie wyjaśniło. Panorama stała sobie z ciemnymi oknami i cienką smużką dymu wijącą się z komina, bo przed wyjściem przytłumił ogień w holu. (L, s. 168-169)

Dźwięk, widok czegoś/kogoś, coś, co człowiek rejestruje lub tłumaczy sobie, że wydaje mu się, że odbiera; sprawia, że świat człowieka ulega zmianie, rozpada się, przestają obowiązywać dotychczasowe prawa i racjonalne podejście nie tłumaczy niczego. Rzeczywistość przekracza ludzki wymiar – lub inaczej – w tę sferę wkracza coś, co ją modyfikuje – definitywnie. Proces ten może mieć wektor odwrotny – jak w Lśnieniu – człowiek wstępuje w świat Panoramy, podlega jej wpływom. To miejsce, które wywołuje pragnienie, zmienia – to też charakterystyczne w twórczości Kinga przekonanie o sile miejsc, szczególnie tych złych. Miejsca żyją własnym życiem, człowiek jest jedynie gościem, jak w hotelu, lecz właśnie czynnik ludzki jest koniecznym ogniwem aktywizującym przestrzeń, budzącym zło:

Jack stał w jadalni pod drzwiami barowymi prowadzącymi do salonu Colorado i nasłuchiwał z przekrzywioną głową. Uśmiechał się blado.

Wokół niego Panorama zaczynała pulsować życiem. (…) Nie były to wrażenia wzrokowe ani słuchowe, lecz coś bardzo do nich zbliżonego, ukrytego przed zmysłami wzroku i słuchu za najcieńszą postrzeżeniową zasłonką. Zupełnie jakby inna Panorama stała o parę zaledwie cali za tą, oderwaną od świata rzeczywistego (jeśli istnieje coś takiego, jak „świat rzeczywisty”, pomyślał Jack), lecz stopniowo przekształcająca się w jej przeciwwagę. Przypominało mu to filmy trójwymiarowe oglądane w dzieciństwie. Jeśli patrzyłeś na ekran bez specjalnych okularów, widziałeś obraz podwójny – coś podobnego czuł w tej chwili. Ale kiedy je włożyłeś, nabierało to sensu.

Wszystkie ery hotelowe połączyły się teraz, wszystkie prócz obecnej, ery Torrance’ów. I ona jednak już wkrótce się z nimi połączy. To dobrze. To bardzo dobrze. (L, s. 271-273)

Pisarz ukazuje mechanizmy wpływu, zależności pomiędzy rzeczywistością otaczającą bohaterów a nimi samymi – są one sugestywne właśnie ze względu na obrazy, którymi się posługuje. W ich kreowaniu kluczową rolę odgrywa człowiek. Może on zmagać się z przytłaczającym go terytorium, może zostać poddany miejscu – jak w przypadku Jacka, którego opanowuje hotel. Co istotne, oprócz ukazania procesualnego charakteru tego zjawiska, autor posługuje się także sugestywnymi opisami, skupiając się przede wszystkim na stanie bohatera, jak na przykład wtedy, gdy wspomniany bohater wychodzi z pokoju 217:

Ale poprzez chaos bezładnych myśli, poprzez walenie serca przebijał cichy odgłos daremnego obracania gałki u drzwi, podczas gdy coś, co było zamknięte w środku, nieporadnie usiłowało się wydostać, coś, co chciało zawrzeć z nim znajomość, coś, co pragnęłoby zostać przedstawione jego rodzinie. Jednocześnie wicher zawodził dokoła, a jasne światło dnia ustępowało czarnej nocy. Jack by zwariował, gdyby otworzył oczy i zobaczył, że ta gałka się porusza. Więc zaciskał powieki, aż po nie wiedzieć jak długiej chwili zapanowała cisza. (L, s. 205)

King eksponuje w swoich utworach człowieka – jego emocje (warto wspomnieć Smętarz dla zwierząt stanowiący kwintesencję ludzkiego statusu – istoty rozdartej, pragnącej, kochającej, rozpaczającej), jego chwile słabości, rzadkie chwile szczęścia, częstsze momenty lęku; wreszcie jego odczuwanie innego, jego spotkanie z niewiadomym – bohaterowie jego powieści są podatni na ową odmienność, jak Jack, który zostanie przez nią zawładnięty, jak jego syn, który będzie z nią walczył. W cytowanym dziele jest bardzo oddany fragment, który traktuje o wpływie potwornego terytorium Panoramy i jego odczuwaniu przez chłopca:

Teraz Danny uszy miał otwarte i znowu je słyszał, to zgromadzenie, upiory czy duchy, a może sam hotel, przerażający gabinet osobliwości, gdzie wszystkie pokazy kończyły się śmiercią, gdzie wszystkie specjalnie malowane potwory żyły naprawdę, gdzie żywopłoty spacerowały, a po przekręceniu małego srebrnego kluczyka rozpoczynał się sprośny występ. Słyszał ciche zawodzenie i szelest jakby bez ustanku igrającego nocą pod okapami zimowego wiatru, wiatru powodującego otępienie, nigdy niesłyszanego przez turystów w lecie. Ten sen przypominał senne brzęczenie os, które latem budzą się w ziemnym gnieździe, ospałe i groźne. Mają dziesięć tysięcy stóp wysokości. (…) Był to żywy dźwięk, ale nie głosy, nie oddech. Człowiek nastawiony filozoficznie mógłby go nazwać dźwiękiem dusz. Babcia Dicka Halloranna, dorastająca na drogach Południa w latach poprzedzających przełom stulecia, nazwałaby go wyciem upiorów. Psycholog mógłby wymyślić długą nazwę – echo psychiczne, psychokineza, zabawa telesmiczna. Ale dla Danny’ego był to jedynie głos hotelu, starego potwora skrzypiącego wciąż dokoła nich, w coraz mniejszej odległości: korytarzy cofających się teraz w czasie i przestrzeni, wygłodniałych cieni, ożywionych gości, którzy nie bardzo potrafią spocząć. (L, s. 261)

Fenomen Kinga to dążenie poprzez obrazy (fabuła bywa nieraz drugorzędna) do intensyfikacji przedstawianych zjawisk – eskaluje on przeżycia, odczucia bohaterów, którzy stają twarzą w twarz z lękami (różnego zresztą rodzaju):

Ciemność i korytarze. Wędrował w ciemności korytarzami podobnymi do tych hotelowych, ale jakoś innymi. (…) Rozległ się łoskot, dobrze mu znany, i ochrypłe okrzyki, słabe z oddali. Nie rozróżniał słów, lecz zdążył już przyswoić sobie tekst. Słyszał go przedtem we snach i na jawie.

Przystanął – mały chłopczyk przed niespełna trzema laty chodzący jeszcze z pieluchą – i spróbował stwierdzić, gdzie jest, gdzie może się znajdować. Odczuwał lęk, z tym lękiem jednak dało się żyć. Bał się co dzień o dwóch miesięcy, a strach jego przybierał rozmaite postacie, od tępego niepokoju do absolutnego, paraliżującego przerażenia. Z tym lękiem dało się żyć. Ale chciał wiedzieć, dlaczego Tony przyszedł i woła go po imieniu w tym korytarzu niebędącym cząstką świata rzeczywistego ani krainy snów, w której czasami coś mu ukazywał. Dlaczego, gdzie… (L, s. 333)

King umieszcza swoich bohaterów w momencie próby – skupia się na ich odczuciach, ładunek emocjonalny przedstawień reprezentujących reakcje postaci jest niezwykle silny. Jak na przykład w opisie Marka, który po traumatycznej wizycie w piwnicy Barlowa:

Głos wydobywał się gdzieś z głębi brzucha, przeciskał przez ciasną szczelinę gardła i wylatywał z szeroko otwartych ust. Krzyczał tak długo, aż poczuł, że czarna mgła zaczyna powoli ustępować z jego mózgu, a w napiętych strunach głosowych pojawił się ostry, przenikliwy ból. Mimo że dał w ten sposób upust szarpiącemu go przerażeniu, rozpaczy, wściekłości i rozczarowaniu, to jednak w ślad za nim z pogrążonej w ciemności piwnicy wydostała się świadomość ogromnej odpowiedzialności, a także wiedza o tym, że gdzieś tam, w dole, w dalszym ciągu czai się Barlow. Poza tym zbliżał się zmierzch. (MS, s. 383)

Pisarz doprowadza swoich bohaterów i czytelników do granicy wytrzymałości, do zatarcia światów:

Danny stał tyłem do drzwi, wpatrzony w punkt, gdzie pod kątem prostym łączyły się korytarze. Ciągły nieregularny łoskot młotka uderzającego o ściany rozbrzmiewał coraz głośniej. To coś, co go ścigało, wrzeszczało, wyło i klęło. Sen i rzeczywistość zlewały się w jedno.

To coś wyszło zza rogu. (L, s. 339)

I choć wiemy, że mały chłopiec swoje lęki przeżywa w hotelowych korytarzach wykreowanych przez autora Sklepiku z marzeniami, to myśl o czymś, co może ukazać się niespodziewanie, budzi niepokój nawet u najbardziej doświadczonego znawcy horroru.

King grozę buduje rekwizytami konwencjonalnymi (warto wspomnieć rozważania bohaterów Miasteczka Salem na temat uprawomocnionych przez literaturę i filmy sposobów unicestwienia wampira) i niekonwencjonalnymi, sam zresztą wiele z nich usankcjonował swoim pisarstwem jako nieodłączne elementy grozy, żongluje nimi w swojej twórczości, także w tekstach słabszych, które choć łudząco podobne do arcydzieł Mistrza (składają się nieraz z podobnych, niemal identycznych składników fabularnych, rozegrań akcji) razić mogą wnikliwych czytelników sztampowością i powtarzaniem wątków, opisów etc. Bo niestety zauważyć można u Kinga popadanie w schematyzm, czy mówiąc inaczej, wykorzystywanie sprawdzonych sposobów pisarskich. Nie będę wskazywała konkretnie tych słabszych miejsc, zaznaczam jedynie, że zachwycając się Kingiem, nie jestem wobec niego bezkrytyczna. I Mistrzowi zdarza się mieć gorszy dzień.

Warto zwrócić jednak uwagę na to, co najlepsze – co sprawia, że Kinga można nazwać mistrzem. Tym czymś jest opowieść – konstruowana przez pisarza tak, że pochłania czytającego całkowicie – jej elementy, zależności pomiędzy nimi korelują ze sobą, czyniąc rzeczywistość wykreowaną przez Kinga światem ze wszech miar pasjonującym, przerażającym i zapadającym w pamięć. Oddajmy na koniec głos Kingowi, w słowie od Autora zamieszczonym w Nocnej zmianie, wyznaje on:

Opowieści grozy zawierają wiele elementów, ale jestem głęboko przekonany, że jeden z nich jest najistotniejszy: historie te muszą być opowiadane w taki sposób, żeby przykuć uwagę czytelnika do tego stopnia, iż zagubi się on w świecie, który nie istnieje, który nie ma prawa istnieć. Jako pisarz zawsze uważałem, że utwór powinien posiadać wartość samą w sobie; charakterystyka postaci, temat, nastrój nic nie znaczą, kiedy utwór jest nudny. Jeśli absorbuje twoją uwagę bez reszty, wszystkie inne potknięcia da się wybaczyć. (NZ, s. 21)

I taki jest właśnie King – absorbujący, budzący lęki, prowadzący czytelnika do zatracenia w świecie niepokojów – i to po mistrzowsku.

Cytaty pochodzą z następujących wydań, przywoływane fragmenty opatrzone zostały pierwszą literą tytułu oraz numerem strony umieszczonymi w nawiasie:

L – Lśnienie – wydanie: Jasność, przeł. Z. Zinserling, Warszawa 1990.

MS – Miasteczko Salem, przeł. A. Nakoniecznik, Warszawa 1991.

NZ – Nocna zmiana, przeł. M. Wroczyński, Warszawa 1994.

Autor: dr Eliza Krzyńska-Nawrocka