Świat według Kinga – Koszmary mistrza horroru – Sfera 1/2003

Stworzyć dobry horror nie jest łatwo, wiąże się to z przestrzeganiem określonych zasad. Jedną z nich jest przekonanie czytelnika, że to, o czym czyta lub co ogląda, może zdarzyć się naprawdę, zawsze i wszędzie – nawet w jego własnej kamienicy, czy bloku. Dostosowanie się do zasady wymaga określenia akcji jako zapewniającego anonimowość. Czytelnik powinien mieć poczucie, że przerażająca lub jedynie niepokojąca opowieść, rzeczywiście gdzieś się rozegrała, rozgrywa lub dopiero rozegra. Dobrze zarysowane realia to połowa sukcesu. Stephen King zrozumiał to bardzo szybko i stworzył własny świat.

 

Początkowo jego powieści pozostawały autonomicznymi historiami, bez żadnych elementów wspólnych. Stephen snuł mroczne opowieści o nadnaturalnie uzdolnionych nastolatkach, nawiedzonych hotelach i samochodach, no i wampirach. Im więcej jednak pisał szlifując talent, tym większe okazywały się jego ambicje artystyczne oraz pragnienie zabawy z czytelnikiem. Przemycając w swojej twórczości obserwacje na temat tego, co nazywamy człowieczeństwem, oraz malując barwny obraz Ameryki ostatnich trzydziestu lat, King przypadkiem zaczął tworzyć małą epopeję.
Zaczęło się niewinnie od umieszczenia części akcji „Martwej strefy” (Dead Zone) w miasteczku Castle Rock (stan Maine), nękanym przez seryjnego mordercę, którego złapania podejmuje się bohater książki – jasnowidz John Smith. Castle Rock było kolejnym z fikcyjnych miast wykreowanych dzięki nieskrępowanej wyobraźni mistrza, ale okazało się na tyle interesujące, że powrócił do niego w powieści „Cujo”. Potem były jeszcze „Ciało”, „Mroczna połowa”, „Polaroidowy pies”, „Sklepik z marzeniami” oraz dziesiątki wzmianek na temat tej uroczej i często przerażającej miejscowości w kilku innych książkach. Niedługo potem okazało się, że Castle Rock znajduje się niedaleko od Derry, innego miasta, którego nie znajdziecie na żadnej oficjalnej mapie stanu Maine. Derry było drugoplanowym bohaterem takich opowieści jak „To”, „Bezsenność”, „Worek kości” czy „Łowca snów”. Dorzućmy do tego opuszczone przez ludzi miasteczko Jeruzalem ( kto czytał „Dolę Jeruzalem”, „Miasteczko Salem” oraz opowiadanie „Ktoś na drodze” – będzie wiedział dlaczego ), i w ten sposób stworzymy niesamowity trójkąt geograficzny, krainę wielce intrygującą – położoną w okolicy rozległych, mrocznych i niezbadanych dotąd lasów, inspirujących swoją aurą nie tylko Stephena.
Z czasem King zaczął się dobrze bawić tworząc swoistą mitologię wymyślonych przez siebie miast, konstruując łączące je „linki” i budując własny świat. Postaci drugoplanowe z książek stawały się głównymi w innych ( np. szeryf Alan Pangborn ), a o wydarzeniach dotyczących jakiejś historii czytelnik mógł odnaleĄć wzmianki gdzie indziej. Często tylko w postaci delikatnego sygnału, jak w „Bezsenności”, w której to autor delikatnie napomyka o niepokojącym systemie kanalizacyjnym miasteczka Derry – dla kogoś kto nie czytał powieści „To” fragment ten może wydać się nieistotny ale fani mają sporą satysfakcję wychwytując podobny klimat. W ten sam sposób uzyskujemy informacje na temat stworzonych przez króla horroru bohaterów. Na przykład dowiadujemy się, że pisarz Tad Beaumont, bohater „Mrocznej połowy”, skończył jako alkoholik, a następnie samobójca. Czasem pisarz pozwala sobie na radosną autoironię – w książce pt. „Tommyknockers” opisuje poglądy okolicznych mieszkańców na ich sąsiadkę: „Była autorką westernów, ludziom to odpowiadało, bo pisała historie o twardych facetach i Dzikim Zachodzie, a nie bzdurach w rodzaju duchów i takich tam, jak ten pajac z Bangor” ( zgadnijcie kto mieszka w Bangor, w stanie Maine ? No kto ? )

NA TROPACH TOLKIENA

W 1981 roku Stephen napisał dwa pierwsze tomy cyklu „Mroczna Wieża” – bardzo nietypowej opowieści fantasy, nasyconej klimatami… westernowymi. Zarysowany w nich świat okazał się na tyle obiecujący, że seria powstaje nadal, a kolejne tomy są coraz dłuższe. Bardzo nietypowe to fantasy, w którym ostatni rewolwerowiec wbrew wszystkim przeszkodom podąża ku tytułowej Mrocznej Wieży. Czym jest zagadkowa wieża? Z początku prawdopodobnie nie wiedział tego nawet sam King, ale teraz otaczająca wieżę tajemnica stopniowo odkrywana jest przed czytelnikami. To sens życia, centrum wszystkich światów i więzienie Karmazynowego Króla, pana wszelkiego zła i jego esencji zarazem (Karmazynowy Król to często stosowane określenie Belzebuba, czyli z jęz. arabskiego „istoty świadomej celu”). Bestia pragnie wydostać się, wykorzystując do tego tzw. Łamaczy, a krucjata rewolwerowca Rolanda i jego towarzyszy to ostatnia szansa na przetrwanie dla wielu uniwersów. Mamy zatem tradycyjne motywy „questu”, ostatecznego zagrożenia, oraz grupy straceńców próbujących je zwalczyć – wszystko wydaje się typowe, ograne, ale… takie nie jest – dzięki wspaniałej wizji.
Mitologia Wieży tak bardzo spodobała się pisarzowi ( który uznał ją za opus magnum swojego życia), że odniesienia do niej pojawiły się w jego „zwykłych” książkach. Tak było między innymi w „Bezsenności” – opowieści o starości, śmierci oraz przeznaczeniu; czy minipowieści z tomu „Serca Atlantydów”, traktującej o przyjaĄni pewnego tajemniczego staruszka i jego małoletniego sąsiada. Do tego alternatywnego wymiaru trafiamy także w „Rose Madder”, która z – wydawałoby się – klasycznego thrillera o kobiecie prześladowanej przez męża psychopatę przeistacza się w historię pełną nawiązań do kingowskiej epopei. Peter Straub – przyjaciel Stephena i współautor znakomitej powieści dark fantasy „Talizman” – wpadł nawet na pomysł, aby jej od dawna planowaną kontynuację powiązać fabularnie ze światem Wieży. Wydany niedawno „Czarny Dom” okazał się absolutną rewelacją, umiejętnie łącząc wielość wątków w kapitalną opowieść grozy, autonomiczną wobec powstającego cyklu; a jednak poszerzającą granice legendy.
Stworzony przez Kinga Śródświat wciąga czytelnika. To unikatowy konglomerat, w którym znajdziemy prawie wszystko: seryjnego mordercę, narkomana, schizofreniczkę, rewolwerowców, obłąkaną maszynę, wampiry, mutantów, czarowników, saloony i ziemie spustoszone przez bliżej nieokreślony kataklizm na dokładkę. To pozostałość po naszej cywilizacji, z mnogością kultów religijnych (chrześcijaństwo to tylko jeden z nich – raczej zapomniany), niewielkimi ocalałymi fragmentami dorobku kulturalnego i technicznego ludzkości, w którym ważną role odgrywa kasta rewolwerowców (odniesienie do pionierskich początków USA). Być może rzeczywistość wykreowana przez pisarza nie jest tak spójna i dopracowana jak tolkienowskie Śródziemie, ale podobnie jak ono fascynuje oryginalnością. Po Tolkienie niewielu autorom udała się taka sztuka, stworzenie tzw. neverlandu, krainy fantasy innej od tego, co wymyśliło tylu utalentowanych poprzedników. King bezsprzecznie podołał wyzwaniu, o czym świadczy powodzenie cyklu wśród czytelników, także tych, którzy nie przepadają za jego innymi książkami.

GRANICE ŚWIATÓW

zacierają się dzięki nieskrępowanej wyobraźni pisarza. Tak różne utwory jak baśń dla dzieci i dorosłych („Oczy smoka”), katastroficzna wizja upadku Ameryki i jej odrodzenia („Bastion”) oraz cykl o Rolandzie łączy wiele wspólnych elementów, a najważniejszym z nich jest kolejne uosobienie zła wykreowane przez Kinga – Flagg, czarownik antychryst. W „Oczach” jest tylko złym magiem próbującym przejąć władzę, ale w „Bastionie” to już wielki gracz o najwyższą stawkę. Flagg podróżuje pomiędzy światami, sprowadzając nieszczęścia wszędzie tam, gdzie się pojawia – jego poczynania to antyteza boskiej dobroci.
Co do samego Boga, to stanowi on również nierozerwalną część świata według Stephena. Pisarz w jednym z wywiadów stwierdził, że: „…Stwórca niewątpliwie istnieje; a o Jego miłości do nas świadczy to, że nie zafundował nam jeszcze atomowej pożogi”. Osobiste przemyślenia na temat Boga można również odnaleźć w wielu jego dziełach, nasuwających na myśl istotę najwyższą ze Starego Testamentu – potęgę nie do ogarnięcia dla umysłu ludzkiego, kochającą nas, ale jednocześnie bezlitosną, podporządkowującą wszystko jakiemuś Planowi. I na tej właśnie bazie Stephen King kreuje swoją wizję uniwersum – setki, tysiące, a może i miliony alternatywnych wymiarów tworzą plac boju tych dwóch przeciwstawnych sił, pojmowanych jako Dobro i Zło. W ich bitwie ludzie są niczym, ale jednocześnie wiele od nich zależy – bardzo wiele. Taki jest właśnie świat według „Króla”.