Rok 2017 – podsumowanie

nocny: Rok temu gdy rozpoczynaliśmy nasze podsumowanie mówiłem, że mijający rok był bardzo ubogi w kingowe wydarzenia. Tym razem powiem coś przeciwnego – dawno nie działo się tyle ile w roku 2017. Chociaż niemal wszystko skupiło się w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Dostaliśmy dwie książki, cztery filmy i dwa seriale. Na polskim rynku miało miejsce duże wydarzenie w postaci Kolekcji Mistrza Grozy ale i wznowienia rzeczy nie widzianych od wielu lat. Zanim przejdziemy do omówienia szczegółowego wszystkiego co kingowe w mijającym roku, powiedzcie jak oceniacie ostatnie dwanaście miesięcy.

ingo: Bez wątpienia mieliśmy do czynienia z jednym z najintensywniejszych okresów związanych z twórczością Kinga. Na nudę pod względem liczby wydarzeń nie mogliśmy narzekać. Niejednokrotnie można było się spotkać ze stwierdzeniami, że rok 2017 należy do Stephena Kinga. Świetny okres dla fanów pisarza. Nie wszystko może szło w parze z jakością, ale wrażenia z dobrych wydarzeń wypierają z pamięci te słabsze twory.

Mando: Zanim przejdziemy do konkretów też pozwolę sobie na chwilę zachwytów nad minionym rokiem. Pierwszy raz od czterech lat dostaliśmy filmy kinowe. I to od razu dwie wielkie premiery. Pierwszy raz dostaliśmy oryginalne filmy od platformy internetowej… ponownie dwa. A na dokładkę dwa nowe seriale. A to tylko część tego co zaserwował fanom Kinga rok 2017. Do pełni szczęścia zabrakło chyba tylko wiosennej premiery książkowej ale nawet bez niej nie przypominam sobie tak dobrego, intensywnego i obfitującego w wielkie premiery roku.

nocny: No nie spodziewałem się Mando po Tobie takiej euforii :D Ale za chwilę zaczniemy rozmowę o „Śpiących królewnach” to się wyrówna :D Bo faktycznie ten rok obfitował w ekranizacje i wszystkie były bardzo udane. Z książkami już nie jest tak dobrze bo ponownie, jak od kilku lat, różnie oceniamy twórczość Kinga. W roku 2017 nie było inaczej.
Zacznijmy od chronologicznie drugiej książki, ale tej, która w Polsce pojawiła się jako pierwsza – „Śpiące królewny”. Powieść napisana wspólnie z synem Owenem była dla mnie z tego tylko powodu dużą ciekawostką ale szczerze mówiąc po lekturze nie odniosłem wrażenia, że ta książka mogłaby być inna gdyby Stephen napisał ją sam. No, gdyby nie Owen nie było by jej w ogóle bo pomysł na fabułę był jego ale już sama lektura nie wyróżnia się niczym szczególnym czego nie miały wcześniejsze książki Kinga. Dla mnie to kolejna powieść ale z dodatkowym imieniem na okładce.

 

Mando: Dla mnie filmy są zawsze bardzo istotne a sześć filmów, w tym dwa kinowe, może powodować u mnie stan euforii :D Stąd taka ocena.

Co się tyczy „Śpiących królewien” to mam bardzo podobne odczucia jeśli chodzi o niewyczuwalny wkład Owena. Oczekiwałem, że ta książka będzie pod tym względem wyjątkowa a mam wrażenie, że młodszy syn Kinga dał się tutaj mocno zdominować. Gdyby zakryć okładkę i podać mi tę książkę w ciemno to uznałbym, że to kolejna powieść Stephena Kinga, niczym nie wyróżniająca się na tle poprzednich. Przy czym jak dla mnie jest to pierwszy ale nie największy problem tej powieści. Fabularnie to dla mnie jedna z najsłabszych książek Kinga, która dodatkowo tak mocno żongluje charakterystycznymi motywami, że wrażenie powtarzalności jest dużo większe niż zwykle. A po trzecie, powieść aspiruje do bycia czymś większym niż jest. Do zabrania głosu w poważniejszej dyskusji, będąc jednocześnie najbardziej skrajną i seksistowską książką jaką czytałem. Człowiek, który kiedyś napisał takie powieści jak „Gra Geralda”, „Dolores Claiborne”, „Rose Madder” czy „Historia Lisey” teraz dał nam potworka jadącego na najprostszych motywach, krzyczącego prostymi hasłami niczym internetowe clickbaity zamiast faktycznie zagłębić się w ten ciekawy, kontrowersyjny i ważny temat.

ingo: Jeszcze nigdy podczas czytania Kinga nie nudziłem się tak bardzo jak przy czytaniu „Śpiących królewien”. W zeszłym roku, przy „Końcu warty”, było źle. Nie sądziłem, że coś w twórczości Kinga okaże się być jeszcze gorsze… Generalnie zgadzam się z tym co pisze Mando. Fabuła, bohaterowie, sposób przedstawienia tematu – nic mi się w tej powieści nie podobało. Bardzo męcząca książka. Autentycznie nie wiem co może w niej wywoływać pozytywne opinie.

nocny: Ja mam pozytywną opinię 😉 Ani się nie nudziłem ani mnie książka nie męczyła. Czytało mi się ją płynnie i przyjemnie szczególnie pod koniec zostałem wciągnięty w wydarzenia bardzo mocno. Pod tym kątem to książka udana ale ma jednak olbrzymi mankament, który sprawia, że plasuję ten tytuł raczej daleko w bibliografii Kinga. Nie wiem co się stało, że chyba pierwszy raz postacie w książce i to wszystkie są zupełnie nijakie. King stworzył setki bohaterów i zawsze mieli charakter, byli konkretni, barwni, jacyś. Tutaj bywało, że nie wiedziałem o kim czytam i jakoś nawet niespecjalnie mnie to obchodziło. Właściwie ta książka to podręcznikowy przykład dla początkujących pisarzy, że bohaterowie to najważniejszy element każdej książki.

ingo: Abstrahując od wykonania 'przesłania’ jakie przyświecało Kingom, jestem bardzo zdziwiony, że nie irytowały Cię rozwiązania fabularne z rejonów fantasy jakie zastosowali. Przeczytaj ponownie „Stukostrachy”, może po wielu latach zmienisz zdanie o tej książce :-).

nocny: Właśnie elementów fantasy się bałem po przeczytaniu opisu książki przed lekturą ale okazało się, że nie jest tak źle jak się spodziewałem. Aczkolwiek uważam, że temat tej książki jest na tyle poważny, że lepiej dla jego wagi i przekazu byłoby gdyby tych elementów tam nie było. „Śpiące królewny” mogłyby być ważnym głosem w szerokiej i głośnej ostatnio dyskusji na temat kobiet ale niestety nie jest, chyba też przez zinfantylizowanie jej tymi elementami fantasy.

Mando: King już zabrał głos w tej dyskusji nie raz i nie raz zrobił to na naprawdę wysokim poziomie. Tym razem podszedł do tematu z subtelnością internetowego krzykacza. Przywykłem jednak, że w temacie książek Kinga niemal zawsze mieliśmy i pewnie będziemy mieli odmienne opinie. Można zatem przejść do kolejnego wątku, który pewnie nas poróżni. Przed rokiem powiedziałem coś kontrowersyjnego nazywając literackim wydarzeniem roku premierę opowiadania „Słoik z ciasteczkami”. W tym roku mam podobne zdanie, choć „Pudełko z guzikami Gwendy” to też nieco większy kaliber niż opowiadanie w czasopiśmie. Tak czy inaczej dla mnie to właśnie była książka roku na kingowym poletku.

 

nocny: Ano poróżni nas. Ja jestem przeciwnikiem wydawania opowiadań jako samodzielnych książek. Dla mnie „Pudełko” powinno znaleźć się za kilka lat w kolejnym zbiorze opowiadań ale pewnie ze względów prawnych jest to niemożliwe i mamy książeczkę na godzinę czytania. No słabe to dla mnie mocno. Fabularnie też nie zachwycił mnie ten tekst. Pierwsza lektura raczej mnie rozczarowała, powtórne przeczytanie sprawiło dużo lepsze wrażenie. Mimo to uważam, że to nadal nic specjalnego i w zbiorze opowiadań nie byłaby to najlepsza pozycja. Nie wiem, to całe pudełko zwiastowało niesamowite wydarzenia a tak naprawdę niewiele tam się działo, mam wrażenie, że gdyby tego pudełka nie było w ogóle w fabule to ta nowelka nie wiele by się różniła.

Mando: No to przeczytaj trzeci raz bo albo już zapomniałeś albo nie zrozumiałeś 🙂 Ja bardzo lubię samodzielne wydawanie opowiadań więc w tym temacie się nie dogadamy. Do tego sposób wydania był niespotykany do tej pory w naszym kraju. Uwielbiam indywidualne a nie seryjne podejście do książek i tutaj Albatros serwuje nam książeczkę, która wizualnie na każdym poziomie jest cudowna (z czym się akurat pewnie zgodzimy). Faktycznie jest to lektura na godzinę czy dwie ale ten krótki tekst dostarczył mi i tak więcej emocji, większej frajdy i pozostawił nieporównywalnie lepsze wrażenie niż tegoroczne literackie danie główne.

nocny: Zgadzam się, opakowanie jest piękne i ja akurat jestem z tych, dla których okładka ale też ogólnie całość wydania jest szalenie ważna, więc tutaj będę bardzo chwalił. I też wolałbym by każda książka miała indywidualne wydanie a nie pod serię, ale niestety taki urok polskich wydań.

ingo: W moim odczuciu ciężko pozostawić gorsze wrażenie niż „Śpiące królewny”, więc w pełni zgadzam się Mando z Twoim ostatnim zdaniem. Jednak bliżej mi chyba do opinii nocnego. „Pudełko” od przeciętnych opowiadań Kinga wyróżnia usytuowanie akcji w Castle Rock, oraz postać tajemniczego mężczyzny. Ale to tylko drobnostki, które mogą podwyższyć ocenę jedynie u fanów Kinga. Generalnie sam tekst bez zachwytów. Całość traktuję wyłącznie jako kolejny krótki utwór Kinga, który nie powinien pojawiać się jako osobna pozycja  w bibliografii książek Kinga. Analogicznie jak to było w przypadku „Billy’ego Blokady”, który najpierw miał samodzielne wydanie, aczkolwiek na zdecydowanie mniejszą skalę, a później został dołożony do autorskiego zbioru Kinga. Tutaj taki manewr, tak jak nocny piszesz, mógłby być utrudniony, więc wielkie dzięki Albatrosowi za wydanie tego w Polsce. Patrząc z perspektywy fana, takie wydanie chciałbym otrzymywać za każdym razem. Patrząc z perspektywy zwykłego czytelnika – wystarczyłby ebook i audiobook jak to było w przypadku opowiadań „W wysokiej trawie” i „Twarz w tłumie”.

Mando: No dla mnie to jednak dużo więcej niż tylko Castle Rock i Mroczny mężczyzna. Już sam pomysł na istnienie takiego pudełka i to że Farris dość losowo wybiera mu powierników jest dla mnie fascynujący, a „zabawa” mrocznego mężczyzny kapitalnie rozbudowuje uniwersum Kinga. Obserwujemy tylko jeden cykl historii pudełka (do tego w pigułce) ale dla mnie to była świetna historia o konsekwencjach i cenie, która dla odmiany może być impulsem do większej, poważniejszej dyskusji. Uważam, że gdyby „Pudełko z guzikami Gwendy” znalazło się w jakimś autorskim zbiorze opowiadań to byłoby jednym z najjaśniejszych punktów książki. A jeśli nie, to tylko świadczyłoby jak najlepiej o poziomie takiego zbioru 🙂 Natomiast samo Castle Rock i Farris są tylko wisienkami na torcie… no dobra wielkimi wiśniami, ale jednak to tylko elementy tego co odpowiada za całą jakość książki. Jednak bez względu na to czy podobał nam się sam tekst czy nie, chciałbym co roku dostawać jakieś opowiadanie w tej czy innej formie. Takie drobiazgi sprawiają, że potem mamy bardzo ciekawy rok do podsumowania.

ingo: Mało ciekawie zrobiło się za to na polu komiksów. W 2017 roku otrzymaliśmy jedynie ostatni rozdział komiksowej „Mrocznej Wieży” i nie zapowiada się by seria miała zostać wznowiona. Historia Jake’a przedstawiona w „The Dark Tower: Sailor” zamykała trzeci cykl komiksów jakim była adaptacja „Powołania trójki” i dużej części „Ziem jałowych”. W moim odczuciu wypadła mało interesująco. Zresztą jak cały ten cykl. Jedynie historia Detty/Odetty wybijała się na plus poprzez ciekawsze prowadzenie narracji i rysunki, które przypadły mi do gustu. Chyba muszę napisać, że przenoszenie treści książek praktycznie w skali 1:1 nie wychodziło na dobre komiksowej adaptacji i nie jest mi żal, że projekt nie jest kontynuowany. Nudne rysunki też nie pomagały. Szkoda jedynie, że obecnie nie ma jakiejkolwiek kingowej aktywności w branży komiksowej.

 

Mando: Cieszyłem się z powrotu komiksowej „Mrocznej Wieży” ale bardzo szybko odpuściłem sobie tę serię. Nigdy nie lubiłem komiksowych czy książkowych adaptacji i ten tytuł nie zmienił mojego nastawienia do takich produktów. Nie rozumiem też dlaczego Marvel nie podpiął się jakoś pod promocję filmu i nie wypuścił serii, której akcja rozgrywałaby się w filmowym uniwersum. Byłem przekonany, że takie coś powstanie i bardzo rozczarowany, że jednak nie powstało.

nocny: A właśnie, wspomniałeś o filmie „Mroczna Wieża” więc możemy zabrać się za tegoroczne ekranizacje i adaptacje. I pierwszym filmem jaki trafił na ekrany była właśnie „Wieża”, która mocno rozgrzała internety. Zapowiedzi rozbudziły olbrzymie oczekiwania, które u większości nie zostały spełnione. Po części pewnie przez to, że wielu widzów szło do kina spodziewając się ekranizacji książek. A film okazał się sequelem sagi i moim zdaniem ogromnym błędem było właściwie przemilczenie tej informacji przed premierą przez ludzi odpowiedzialnych za marketing. Chociaż przyznam, że kompletnie nie rozumiem żali czy wręcz wylewania pomyj na tę produkcję. Z jednej strony fani książek są źli, że to nie wierna ekranizacja a jednocześnie spodziewali się ekranizacji 8 tomów w jednym filmie? Nie rozumiem tego. Moim zdaniem decyzja twórców była w stu procentach trafna – zrobić nową, kolejną, ostatnią wędrówkę Rolanda czyli podobną do tej z książek ale jednak nieco inną i przedstawić to w trzech filmach i serialu.

ingo: Ja z kolei uważam, że nie powinno się tego filmu traktować jako sequela sagi i wyjątkowo nie podobało mi się gdy twórcy w ten sposób się wypowiadali. Odnosiłem wrażenie, że próbują ratować sytuację, usprawiedliwiać swoje decyzje. Zupełnie niepotrzebnie. Nie widziałem problemu by traktować ten film jako adaptację materiału źródłowego. Adaptacja nie musi być przecież wierna. Zresztą tylko niewielki procent kinowej widowni zna przed seansem materiał źródłowy. Filmowa „Mroczna Wieża” to niestety film co najwyżej przeciętny. W wielu miejscach odczuwałem niedopracowanie, pośpiech, brak talentu twórców, bądź też zbyt dużą ingerencję producentów. Nie jestem zdziwiony, że nie było sukcesu kasowego.

 

nocny: Ale o tym, że to sequel mówiono przed premierą więc nie było czego ratować. Także dla mnie ta teoria jest niesłuszna. No i to nie jest tylko czyjaś wypowiedź, w filmie Roland nosi róg Elda co wyraźnie mówi, że to inna podróż Rolanda niż ta z książek.

Mando: Ja z kolei od jakichś 2 lat staram się nie śledzić zbyt wnikliwie co krzyczy internet na temat filmu, który jest dla mnie w jakiś sposób ważny. Nowe „Gwiezdne wojny” i „Z archiwum X” uodporniły mnie na internetową agresję, której wylew jest przerażający. W przypadku „Mrocznej Wieży” było podobnie. Rotten Tomatoes zmiażdżył ten film na kilka dni przed polską premierą więc i w polskim internecie już wtedy klamka zapadła. O filmie można było pisać tylko źle albo wcale. Mnie to też trochę bawiło, że ludzie dopiero wtedy się obudzili i nagle wielkie zdziwienie, że jak to 8 książek a tylko jeden film. Ciekawi mnie czemu nikt nie krzyczał w ten sposób przy nowym „Spider-Manie”… bo jak to, prawie tysiąc komiksów i tylko jeden film. Osobiście było mi obojętne w jaki sposób twórcy mówią o tym filmie. Temat „sequela” sagi tak naprawdę pojawił się w jednym czy dwóch twittach. Ja poszedłem do kina z konkretnymi oczekiwaniami i film im sprostał. Nie jestem rozczarowany, nie jestem rzucony na kolana. Mam tylko nadzieję, że będzie szansa by ten świat rozbudować choćby w serialach, bo póki co jest trochę biednie.

nocny: Ja w kinie byłem bardzo zadowolony. Film mi się podobał i zostawił mnie z ogromną chęcią na kolejne części. Po kilku miesiącach obejrzałem film powtórnie na dvd i nic się nie zmieniło, nadal oceniam ten film dobrze. Aktorsko jest świetnie, Jake i Człowiek w czerni to znakomicie zagrane postacie. Oczywiście widzę mankamenty ale też może byłoby inaczej gdyby nie te wszystkie perturbacje podczas produkcji, wiadomo, że film wyglądał troszkę inaczej i był dłuższy. Szkoda, że decyzje producentów doprowadziły do cięć, które pogorszyły jakość filmu.

ingo: W obecnych czasach często na wiele tygodni przed premierą można już zakładać jaki będzie odbiór filmu, widać też jak bardzo samo studio wierzy w sukces swojej produkcji. „Mroczna Wieża” jest na to dobrym przykładem. To, że twórcy wypowiadali się jeszcze przed premierą filmu na temat tego, że film jest sequelem i że fani cyklu nie mają podstaw do narzekania nie zmienia moich odczuć. W niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się drugiego podejścia do ekranizacji sagi i wydaje mi się, że forma serialu może znacząco wpłynąć na jakość adaptacji.
Co ciekawe zawsze wydawało mi się, że ekranizacja książki „To” sprawdziłaby się świetnie na małym ekranie, ale rok 2017 udowodnił, że pod postacią kinowego filmu można świetnie przedstawić tę historię. I to z jakim sukcesem!

nocny: No tutaj mieliśmy kolejny zalew recenzji i opinii ale w drugą stronę. Tak jak „Wieżę” mieszano z błotem tak „To” wynoszono na piedestał. Ale faktycznie, film wyszedł wyjątkowo dobrze a Pennywise w wykonaniu Billa Skarsgarda po prostu niszczy swojego poprzednika Tima Curry’ego. W kinie byłem trzykrotnie i uwielbiam ten film. Muschietti stworzył cudowny klimat Derry a młodzi aktorzy są wyśmienici jako Klub Frajerów. Aczkolwiek w tym zachwycie mam też duże zastrzeżenie – film nie jest straszny. Nie żeby to psuło mi film, ale byłby jeszcze lepszy gdyby dodać nieco więcej mroku i grozy.

 

Mando: Strach jest subiektywny. Dla mnie jest to absolutnie przerażający horror. Horroru na taką skale nie przypominam sobie wśród ekranizacji Kinga. Byłem bardzo zaskoczony jak mocno horrorowy jest to film. Z resztą się zgadzam. Fantastyczna ekranizacja. Kiedyś byłem bardzo przeciwny przenoszeniu akcji w lata osiemdziesiąte ale dożyliśmy takich czasów kiedy lata osiemdziesiąte są dla nas tym, czym dla Kinga były lata pięćdziesiąte i odszczekuję swoje słowa. To był doskonały pomysł 🙂 Cieszę się, że popularność „Stranger Things” i „To” (oraz tak wielki sukces obu produkcji) spowodowały tak duże zainteresowanie podobnymi historiami i liczę, że teraz dostaniemy prawdziwy ich wysyp bo od zawsze byłem fanem takich opowieści. Niestety zarówno „Mroczną Wieżę” jak i „To” widziałem tylko raz na wielkim ekranie. „To” w maratonie kingowym co też było wydarzeniem wartym odnotowania ale niestety nie miałem możliwości by obejrzeć w Imaksie. Tak czy inaczej jest to jedna z najlepszych kingowych ekranizacji jakie powstały. Jestem zachwycony!

ingo: W końcu jesteśmy wszyscy zgodni. Tak rzadko się to zdarza, że jest to warte odnotowania. Mnie oprócz faktu, że dostaliśmy kolejną bardzo udaną ekranizację prozy Kinga cieszy również to, jak wielki sukces finansowy osiągnął ten film. Kolejne rekordy jakie padały odbijały się głośnym echem w mediach i na pewno spowodowały przyspieszenie prac nad kolejnymi ekranizacjami prozy Kinga. Dodatkowo spowodowało to wysyp różnego rodzaju figurek z „To”, co niesamowicie mnie cieszy. I nic nie zapowiada, żeby ta fala miała już minąć. Dzięki temu wszystkiemu nawet Tim Curry doczeka się oficjalnej figurki nie będącej Funko POPem czy też innym, bardziej nietypowym przedstawieniem jego postaci.

Mando: Z figurkami to jest w ogóle fascynujące. Jestem fanem Kinga i „Star Wars”. W przypadku tego drugiego już na starcie było dla mnie oczywiste, że mogę zebrać jakiś ułamek promila tego co oferuje rynek, ale figurkowa oferta kingowa była zawsze tak mała, że starałem się kupować wszystko co jest dostępne. Dzięki filmowi „To” dożyliśmy czasów kiedy oferta nowych gadżetów znacząco przerosła już moje możliwości finansowe.

ingo: A będąc w temacie, zanim przejdziemy do kolejnych ekranizacji, warto dodać, że w tym roku nie tylko figurki z „To” mogły zawitać na naszych półkach. Funko POP! uraczyło nas całą linią figurek z „Lśnienia”, „Mrocznej Wieży” jak również „Carrie”.

nocny: Na moje szczęście ja Popów nie zbieram więc czeka mnie mały wydatek tylko na figurki firmy Neca :) Ale muszę przyznać, że tak jak do tej pory nie lubiłem Funko tak ostatnio zaczęły mi się podobać gdy zobaczyłem te wszystkie kingowe postacie.
No dobrze, przejdźmy do kolejnych filmów bo rok 2017 to rok ekranizacji. Netflix zaserwował nam dwa filmy – „Gra Geralda” i „1992”. Co powiecie?

 

Mando: Moim zdaniem jest to jeden z najbardziej przełomowych kroków w historii kingowych ekranizacji i osobiście uważam, że filmy na podstawie Kinga dopiero teraz, po 40-letniej drodze znalazły swoje miejsce. Te dwa teksty (szczególnie „Gra Geralda” ale „1922” trochę też) na pierwszy rzut oka wydają się całkowicie niefilmowe. Za ten pierwszy zabrał się Mike Flanagan co już na starcie rokowało dobrze, ale to nadal bardzo niefilmowa opowieść. Netflix pokazał, że platformy internetowe to miejsce dla kingowych ekranizacji. Bez ograniczeń tematycznych jak w kinie, bez ograniczeń czasowych (rozkładania akcentów pod przerwy na reklamy) i dawniej też finansowych jak w telewizji. Przy oryginalnych produkcjach Netfliksa odpadają w zasadzie wszystkie ograniczenia. Nie ma narzuconych ram czasowych. Można opowiedzieć taką historię, która nigdy nie sprawdziłaby się w kinie czy klasycznej telewizji. Mam wielką nadzieję, że końcówka 2017 roku zapoczątkowała nam nowy rozdział w historii filmów Kinga bo obie te ekranizacje wypadły po prostu fantastycznie. Nie mam ani jednego zarzutu do żadnej z tych produkcji. Chcę więcej. Czekam na kolejne zapowiedzi. Na cały wysyp kolejnych zapowiedzi.

ingo: I do tego dochodzi możliwość legalnego obejrzenia filmu z polskimi napisami w dniu jego premiery.
Niewiele mam do dodania, bo w pełni się z Tobą zgadzam. „Gra Geralda” naprawdę jest filmem zasługującym na wyróżnienie w Kingowej filmografii. Coraz więcej bardzo dobrych twórców decyduje się na współpracę z serwisami streamingowymi takimi jak Netflix. W takich przypadkach brak ograniczeń jest dostrzegalny w jakości produkcji i również liczę, że będzie ich więcej.

nocny: Pozostaje mi przytaknąć. Oba filmy to bardzo dobre ekranizacje ale i po prostu dobrze zrobione filmy. Mnie chyba bardziej przypadł do gustu „1922” za ten gęsty, przytłaczający klimat i rolę Thomasa Jane’a. Zaskoczył mnie on bardzo, jakoś wcześniej był mi raczej obojętny, we „Mgle” był ok i nic więcej ale tutaj pokazał wielki kunszt. Zachwyciło mnie to co zrobił ze swoim akcentem. To na pewno film do kilkukrotnego obejrzenia. „Gra Geralda” to jak mówisz Mando, książka, której ekranizacja nie miała prawa się udać a jednak Flanaganowi się to jakimś cudem udało. Dla mnie ten film jest lepszy od książki.

Mando: Ja chyba nie umiem wskazać faworyta. Oba filmy są świetne choć każdy inny. Chciałbym mieć taki problem każdego roku 🙂 Niestety w ostatnim bloku ekranizacji z minionego roku takiego problemu już nie mam. W 2017 roku dostaliśmy dwa seriale – zaskakująco dobry na podstawie przeciętnej książki i zaskakująco słaby na podstawie świetnego opowiadania. Zacznę od tego pierwszego. „Mr. Mercedes” to najlepszy serial na podstawie Stephena Kinga. I oczywiście to żadna sztuka bo konkurencji praktycznie nie ma, ale w tym przypadku to jest naprawdę dobra produkcja. Ogromna w tym zasługa świetnego kastingu (w tym serialu nie ma źle obsadzonych aktorów) i twórców. David E. Kelley to weteran serialowy, odpowiedzialny za wiele docenianych tytułów a Dennis Lehane to twórca, który zjadł zęby na mrocznych opowieściach kryminalnych. I to jest fakt godny podkreślenia, bo choć serial jest dość wierną ekranizacją patrząc na całość to patrząc szczegółowo tutaj bardzo dużo rzeczy zmieniono. I wszystkie zmiany zadziałały pozytywnie. Książkę Kinga można lubić lub nie, ale faktem jest, że zawiera ona masę złych rozwiązań, które powinien skorygować jakiś redaktor a tego nie zrobił. Twórcy serialowi nie poszli łatwą drogą i przetworzyli ten tekst. Naprawili go i zaserwowali nam historię spójną, ciekawą i trzymającą się kupy. Można dyskutować na ile niepotrzebne było rozbijanie tego na aż 10 odcinków ale i tak udało im się dość dobrze zapełnić tę objętość czego na etapie zapowiedzi się nie spodziewałem.

 

nocny: To faktycznie zabawne, w omawianym roku otrzymaliśmy dwa seriale w tym jeden najlepszy a drugi najgorszy w kingowej filmografii :D „Mercedes” naprawdę się udał i tak jak mówisz, duża w tym zasługa obsady, zarówno detektyw jak i Pan Mercedes błyszczą na ekranie właściwie w każdej scenie. Harry Treadaway to aktor urodzony do wcielania się postacie psycholi, no jest w tym mistrzem. Mam nadzieję, że w drugim sezonie szybko się wybudzi bo nie mogę się doczekać kolejnych scen z nim.

ingo: „Pan Mercedes” to wręcz jedna z lepszych serialowych produkcji ostatnich miesięcy. Jestem zaskoczony jej poziomem. Może i twórcy byli solidni, ale nie była to głośna produkcja, nie powstawała dla żadnej większej stacji/serwisu i nie przyciągała jakimś większym nazwiskiem w obsadzie. Do mocnych stron, oprócz przez Was już wymienionych, dodam jeszcze ścieżkę dźwiękową. Świetnie współgrała z opowiadaną historią. Cieszę się, że powstaje drugi sezon.
Natomiast w przypadku serialowej „Mgły” cieszę się, że drugi sezon nie powstaje… Zaoszczędzi się dzięki temu trochę czasu – z obowiązku fana mimo wszystko bym oglądał… Ta produkcja była wyjątkowo zła. Lepiej by było jakby nie powstała…

nocny: No tutaj nie wiele więcej można dodać :D Durny i potwornie nudny serial. Jedynie inspirowany pomysłem Kinga z opowiadania miał olbrzymi potencjał, można tu było stworzyć ciekawą klimatyczną historię o uwięzionych ludziach walczących z nieznanym. Poszerzenie miejsca akcji z supermarketu na całe miasteczko naprawdę dawało olbrzymie pole do popisu na kilka sezonów. No ale niestety tak jak mówię, tutaj było albo nudno albo głupio. I tym samym bez zakończenia bo serial anulowano.

Mando: Ja nie wiem czy czekam na kolejne sezony „Mr. Mercedesa”. Bardzo się ich obawiam. Ale że nie lubię marudzić na zapas to odłóżmy tę rozmowę na następny rok. Na rozmowę o „Mgle” nawet mi tych kilku minut szkoda. Ten serial był koszmarny. Nie ma w nim nic co zostałoby zrobione dobrze. Bez większej analizy kingowej filmografii mogę powiedzieć, że jest to najgorsza adaptacja Stephena Kinga. Cieszę się, że nie wróci z drugim sezonem. Żałuję, że w ogóle powstała. Fascynujące jest to, że na te sześć ekranizacji, które dostaliśmy w bardzo krótkim czasie, tylko ta jedna była naprawdę zła, a przynajmniej cztery z nich wszyscy stawiamy na bardzo wysokich miejscach. Nie przypominam sobie byśmy kiedyś dostaliśmy tak dobry rok na polu ekranizacji Kinga.

nocny: Przy okazji rozmowy o filmach możemy wspomnieć, o wznowieniach książek z nimi związanymi. W związku z premierami „Mrocznej Wieży” i „To” Albatros wydał książki z okładkami filmowymi. W obu przypadkach ilustracjami są filmowe plakaty.

 

ingo: Trzeba pochwalić pomysł Albatrosa by wydać „Rolanda” jedynie z filmową obwolutą. Dzięki temu typowe filmowe wydanie nie wpływa na bałagan na półce, gdyż wystarczy zdjąć obwolutę i otrzymujemy wcześniejsze wydanie, do którego bez problemu można dołączyć kolejne tomy.
Warto też wspomnieć o fajnych pomysłach przy okazji wznowienia „To”. Nie dość, że księgarnie były ładnie przystrojone to jeszcze świetnym pomysłem było aby z paczek wysyłanych blogerom po otworzeniu wylatywał balonik.

nocny: Mnie bardzo mocno zaskoczyły kolejne dwa wznowienia. Prószyński i S-ka wydał wydawać by się mogło książkę, która wznowiona nigdy nie będzie – „Sztorm stulecia” a Albatros sięgnął po komiks „Makabryczne opowieści”, którego nie spodziewałem się jeszcze bardziej. Oczywiście obie pozycje zasługują jak najbardziej na stały pobyt na rynku ale nie były nigdy wznawiane. Pierwsza to scenariusz więc wiadomo, zawrotnych sukcesów nie zrobił, druga to komiks a Albatrosowi z komiksami jakoś szczególnie jednak nie jest po drodze.

 

Mando: Ogólnie bardzo mało tych wznowień ale faktycznie same dobre. Filmowa obwoluta do „Mrocznej Wieży” bardzo mi się podoba. Oczywiście jest to wydanie trochę bez sensu bo nie dostaniemy całej serii a sama książka nie ma związku z filmem. Okładka do „To” podoba mi się mniej, bo nie przepadam za tym plakatem, ale wydanie jako całość bardzo ładne. Wznowienie „Sztormu stulecia” faktycznie zaskakujące. Szczególnie, że nie było wcześniej żadnych zapowiedzi. Po prostu nagle pojawił się news, że książka jest w sprzedaży. Jest to o tyle zabawne, że chwile wcześniej wystartowała kioskowa kolekcja i duże zainteresowanie wywołała informacja, że jednym z tomów będzie własnie „Sztorm stulecia”. Problem był tylko taki, że miał to być ostatni tom, zaplanowany na październik 2019. Miła niespodzianka, że jednak nie trzeba było tyle czekać na drugie polskie wydanie tej książki.

ingo: No właśnie. Kolekcja kioskowa. Fajnie, że dwóm polskim wydawcom Kinga udało się dogadać i połączyli siły by stworzyć całkiem pokaźny zbiór jego książek. W końcu skoro w naszym kraju tak modne są obecnie różnego rodzaju kolekcje książkowe, to i King powinien mieć swoją. Graficznie potraktowany został bardzo estetycznie. Powiedziałbym, że jedna z ładniejszych kolekcji. Ja osobiście takich edycji nie lubię, wolę kupować normalne wydania. Tym bardziej, że w przypadku cegieł Kinga wiele tytułów jest tutaj podzielonych na dwa tomy.

 

Mando: To najładniejsza kolekcja jaką widziałem. Na półce prezentuje się świetnie. Bardzo fajne grzbiety, bez niepotrzebnej panoramy, z dużymi wyraźnymi napisami i bardzo małym numerkiem. Co prawda nie pojmuję dlaczego w kolekcjach  w ogóle daje się te numerki na grzbietach, ale przynajmniej tutaj są naprawdę niewidoczne bez dokładnego przyjrzenia. Można też niewielkim kosztem uzupełnić swoją prywatna kolekcję o brakujące tytuły i będzie to nadal bardzo estetycznie wyglądać na półce. Kiedyś byłbym zachwycony. Teraz też wolę większą różnorodność na półkach. Szkoda, że kolekcja nie jest kompletna, ale z drugiej strony, przy nadal tworzących i wydających pisarzach, takie kolekcje nigdy nie będą kompletne.

nocny: Ja mam mieszane uczucia. Z jednej strony super sprawa taka kolekcja przy założeniu, że tak jak to ma miejsce z kolekcją Lee Childa nowości będą do niej dołączane, ale z drugiej strony ma ona dwa dla mnie dyskwalifikujące ją minusy. Po pierwsze jest niepełna, brakuje aż 20 tytułów. Po drugie część książek jest dzielona na dwa tomy czego strasznie nie lubię. Wizualnie to wygląda bardzo ładnie, popularyzuje Kinga ogromnie ale ja nie jestem targetem.

Mando: W tym przypadku nie będzie jak z Lee Childem czy innymi kolekcjami od Albatrosa. Tam oni mają prawa do kolejnych tytułów danego autora i gdy te mają premierę to ukazują się w dwóch wydaniach – sklepowym i kolekcyjnym. I to jest zagranie za które chciałbym bardzo pochwalić Albatrosa, którego przez lata krytykowaliśmy za dość luźne podejście do kontynuowania serii. W przypadku Kinga to nie przejdzie. Albatros póki co wznowił „Bastion” w takim wydaniu (który nie mógł ukazać się w kolekcji bo King nie zgodził się na dzielenie książek na większą liczbę tomów) ale nie sądzę by długo bawili się we wznawianie książek w edycji kolekcyjnej, ignorując swoje stałe serie. W przypadku wznowień pewnie nie ma możliwości wydawania dwóch różnych edycji tak jak to robią w przypadku premier. A tu jest jeszcze ten problem, że mamy dwóch wydawców, którzy na potrzeby tego projektu połączyli siły. Wątpię by Prószyński bawił się we wznowienia kolekcyjne czy premiery nowych powieści wydane w dwóch edycjach. Także ta kolekcja już na starcie skazana jest na bycie niekompletną 🙂 Ja nie mam z tym problemu (zbieram wyrywkowo kolekcje, które mają panoramę na grzbietach) ale rozumiem ludzi, którzy mają.

nocny: Kończąc powoli temat książek trzeba wspomnieć o dość ciekawej rzeczy, której nie mieliśmy prawa się spodziewać na polskim rynku i znowu zostaliśmy zaskoczeni. „Charlie Ciuch Ciuch” to dla mnie bardziej gadżet niż książka, który właściwie na etapie pomysłu i pierwszego wydania był właśnie gadżetem przeznaczonym dla nielicznych fanów obecnych na Comic Conie. Ale jak to z Kingiem bywa, zapotrzebowanie było tak duże, że w końcu zrobiono z tego normalne wydanie i sprzedano prawa do innych krajów.

 

Mando: Bardzo się cieszę, że to u nas wydano, ale zastanawia mnie jak ta książka sobie radzi. Ona nie ma jasno określonego targetu. Kupi ją część fanów Kinga, ale będzie to niewielka część, a przecież wydawcy nie raz podkreślali, że fani to jest tylko ułamek ludzi, którzy kupują książki danego pisarza. Promowana jest jako książka dla dzieci, ale jednocześnie ona nie do końca spełnia tę funkcję, począwszy od treści, a skończywszy na rysunkach. Czytałem trochę recenzji, które przewijały się w internecie i były to głównie blogi o literaturze dziecięcej, oceny były mieszane, a recenzenci zdezorientowani. Ogólnie gdy myślę o tej książce to mam trochę mętlik w głowie, bo tak jak sprawdza się to doskonale jako ciekawostka na Comic Conie tak już sprzedanie praw na inne rynki i normalna dystrybucja jest dla mnie trochę dziwna. Ale ogólnie bardzo się cieszę, że to u nas wyszło 🙂

ingo: Również i dla mnie „Charlie Ciuch Ciuch” w normalnej dystrybucji to zagwozdka. Taka książeczka powinna być gadżetem dołączonym  do pakietu książek „Mroczna Wieża”. Np. działać na zasadzie wyłączności w jakiejś sieci księgarń jak to było w przypadku etui do „Pudełka w guzikami Gwendy”. Ale widocznie agent amerykański stwierdził, że skoro jest możliwość zarobku kolejnych dolarów na nazwisku Kinga to po co kombinować…
2017 rok oferował w Polsce jeszcze parę innych niespodzianek. Kolejną z nich była premiera spektaklu „Misery” w warszawskim teatrze Kwadrat. Uwielbiam takie wydarzenia i możliwość zorganizowania wokół nich typowo kingowego szybkiego wyjazdu. Dodatkowo sam spektakl okazał się być udaną adaptacją. Jednak ze względu na  dobrą znajomość powieści jak i jej ekranizacji nie zapadł mi na dłużej w pamięci. Oprócz nietypowego umiejscowienia sceny niczym nie zaskakiwał. Wszystko było poprawne, dobrze wykonane, ale lepiej wspominam lekkie szaleństwo, które towarzyszyło obcowaniu z tym materiałem w Teatrze Polskim w Bielsko-Białej ładnych parę lat temu.

 

nocny: A dla mnie to zdecydowanie najlepszy kingowy spektakl na jakim byłem, ale ja nie lubię dziwactw w teatrze (ciężko powiedzieć bym w ogóle lubił teatr) więc „Misery” było skrojone pod mój gust. Wierna, dobrze zrobiona adaptacja. Ciekawym, nowym doświadczeniem było dla mnie to umiejscowienie sceny, o którym mówisz, gdzie widzowie siedzieli po obu jej stronach. Aktorsko było w porządku chociaż dla mnie bez zachwytów.

Mando: To ja stoję pomiędzy. Lepiej wspominam inne spektakle ale i na tym bawiłem się dobrze. Na marginesie „Misery” jest cały czas wystawiana więc można sprawdzić jak wypada po czasie 🙂

nocny: No dobrze, zbliżamy się powoli do końca, zostało nam kilka pomniejszych punktów. Rok 2017 przyniósł dwa audiobooki: „Śpiące królewny” i „Mroczna Wieża: Roland”. Ja nie jestem odbiorcą książki słuchanej, wiem, że Wy lubicie. Słuchaliście?

Mando: Jestem odbiorcą audiobooków ale tych konkretnych jeszcze nie słuchałem. Cieszy mnie, że Prószyński wraz z audioteką od jakiegoś czasu wydają Kinga premierowo, wraz z wersją papierową, ale zwykle jestem bezpośrednio po lekturze. Tak czy inaczej bardzo mnie to cieszy. 90% książek przyswajam w taki sposób i tak jak do Kinga czasem nie chce mi się wracać w wersji papierowej, tak do wersji audio wrócę z przyjemnością. Wydanie „Mrocznej Wieży” to już w ogóle dla mnie jedna z najlepszych rzeczy jakie nas spotkały. Marzyłem o całej sadze w wersji audio, ale nie wierzyłem, że ktoś się kiedyś na to porwie. Zawsze mówiłem, że jakby wydali to w takiej formie to wracałbym do cyklu co kilka lat. Co prawda jeszcze nie słuchałem ale za chwile wydadzą „Wilki z Calla” a jestem własnie na tym etapie z moją kolejną powtórką i od grudnia czekam własnie na audiobooka. A kolejna powtórka będzie już cała w wersji audio.

 

ingo: Z premierowymi Kingami wolę zaznajamiać się w wersji 'literkowej’, ale dobrze, że audiobooki nowości stały się normą. Widać, że od dłuższego czasu wersje audio zyskują sporą popularność, co bardzo mnie cieszy. Teraz niech się wezmą za katalog starszych tytułów, które ma w swojej ofercie Prószyński. Niech powstające w szybkim tempie kolejne tomy „Mrocznej Wieży” pokażą, że warto. Ja jestem już zarówno po „Rolandzie” jak i „Powołaniu trójki”. Na pewno sięgnę po kolejne części. Od dawna miałem nadzieję, że uda mi się wyruszyć w kolejną podróż z Rolandem właśnie w ten sposób.

Mando: Jak kiedyś wydadzą wszystkie książki Kinga w audio to wreszcie z sukcesem zrealizuję wyzwanie przeczytania jeszcze raz całej bibliografii chronologicznie 🙂 Tymczasem zostały nam dwie rzeczy do omówienia. Sztuka, której nikt z nas nie czytał i film, którego nikt z nas nie oglądał 🙂 O pierwszym – „Thin Scenery” – nie powiem ani słowa. O drugim powiem tylko – nareszcie! Nareszcie mamy polską ekranizację na światowym poziomie. Film, który odnosi sukces za sukcesem na zagranicznych festiwalach. Film, który już na etapie trailera robił gigantyczne wrażenie. „Kucyk” to pierwszy polski oficjalny film amatorski, nakręcony na podstawie opowiadania „Mój śliczny kucyk”, z którym już kilka razy można było się zapoznać na rodzimych festiwalach. Gdyby taka sytuacja miała miejsce 5-10 lat temu to byłbym pewnie już po kilku seansach w różnych miastach. Niestety teraz mam trochę więcej ograniczeń i cały czas nie było okazji by się z „Kucykiem” zapoznać. Mam nadzieję, że uda się w tym roku.

 

ingo: Szkoda, że nie udało nam się zorganizować krótkiego wypadu na jakiś festiwal z „Kucykiem”, ale może będzie jeszcze okazja. W tych dwóch tematach nic więcej już pewnie nie napiszemy więc możemy chyba przejść do podsumowania.
W moim odczuciu 2017 rok był jednym z najważniejszych okresów w karierze Kinga od wielu lat. Literacko uważam wypadł słabo, ale zdaję sobie sprawę, że wiele osób uważa inaczej, co może potwierdzać m.in. wyróżnienie 'książka roku’ w kategorii horror na portalu lubimyczytać.pl. No ale wiadomo jak takie głosowania wyglądają, więc zdziwiony nie jestem. Na moje wrażenia składa się przede wszystkim to co działo się wokół jego ekranizacji, cały ten szum medialny, rekordy – wydaje mi się że może to się równać z czasami największej popularności Kinga sprzed wielu lat. Nic tylko się cieszyć i mieć nadzieję, że zaowocuje to nowymi projektami o wysokiej jakości w niedalekiej przyszłości.

nocny: Faktycznie to był bardzo mocno kingowy rok ale tak naprawdę nie dzięki Kingowi. Sam pisarz wydał dwie książki, żadnej z nich nie napisał w pojedynkę a jedna z nich to tak naprawdę opowiadanie. Pod tym kątem więc rewelacji nie ma. Tym bardziej, że nie są to książki powalające. Działo się dużo i było głośno przez ekranizacje i to tak naprawdę dwie – „To” i „Mroczną Wieżę”, no i może trochę przez serial „Pan Mercedes”. Pod tym kątem to najlepszy okres i oby nie krótkotrwały. Zapowiedzi kolejnych filmów i seriali są więc kto wie, może będziemy mieli powtórkę.

Mando: To nasze dziesiąte podsumowanie roku w serwisie StephenKing.pl i co prawda moja pamięć nie jest już najlepsza ale nie przypominam sobie tak dobrego kingowego roku. I pal licho ile sam King miał z tym wspólnego. Większość rzeczy związanych z Kingiem rozgrywa się bez jego udziału 🙂 Chciałbym dostać lepszą książkę i mam nadzieję, że King wyda jeszcze kiedyś coś co porwie mnie i rzuci na kolana ale kolejnym rokiem z pięcioma świetnymi ekranizacjami też bym nie pogardził. Miejmy nadzieję, że obu tych rzeczy doświadczymy własnie w 2018 roku 🙂