Mgła – O powstawaniu filmu – Kino świat 2008

 

W 1977 roku rozkoszujący się pierwszymi sukcesami pisarz Stephen King zapragnął znaleźć sposób, by – sam będąc obdarowanym – dać również coś innym. W ramach programu wspierania innych początkujących artystów ustalił, że studenci i aspirujący filmowcy będą mogli otrzymać zgodę na adaptację jego opowiadań za symboliczną cenę jednego dolara. We wczesnych latach 80. Frank Darabont napisał scenariusz, wyprodukował i wyreżyserował jedno z tych opowiadań, Dollar Babies. Zrealizowana przez 23-letniego filmowca ekranowa wersja The Woman in the Room, historia nieuleczalnie chorej kobiety, która pragnie śmierci, bardzo spodobała się Kingowi.

„Jest coś takiego w prozie Stephena, co zawsze na mnie oddziaływało” – wyjaśnia Darabont, który dorastał w Los Angeles. „Jego twórczość przemawia do mnie, jego postacie do mnie mówią. Jest mistrzem opowiadania, a jego książki po prostu mnie powalają. I inspirują.”

Po skończeniu zdjęć do Woman in the Room, swojego debiutu w roli scenarzysty i reżysera, Darabont pisał i współtworzył scenariusze do takich filmów jak Koszmar z ulicy wiązów 3: Wojownicy snów, Plazma i Mucha II, a także do niektórych odcinków telewizyjnego serialu Opowieści z krypty i Kronik młodego Indiany Jonesa. Jedno z jego ulubionych opowiadań Kinga, Mgła, było zawsze na dalszym planie.

„Uwielbiam Mgłę, odkąd ją przeczytałem po raz pierwszy w 1980 roku w „Dark Forces”, antologii wydanej przez Kirby’ego McCauley’a” – wspomina Darabont. „Pamiętam, że czytałem tę historię na długo przed rozpoczęciem mojej kariery w filmie i myślałem: Jeju, strasznie chciałbym zrobić z tego kiedyś film.”

„W 1986 roku siedziałem na planie Koszmaru z ulicy wiązów 3, pierwszego filmu fabularnego, do którego napisałem scenariusz i myślałem, że skoro wypaliło z moją karierą pisarską, powinienem pomyśleć o tym, co mógłbym wyreżyserować” – wspomina Darabont. „Ponieważ Kingowi podobały się moje krótkometrażówki, pomyślałem, aby zwrócić się do niego i poprosić go o prawa do Mgły albo do Skazanych na Shawshank .”

Wybór padł na Skazanych… Przyjęty przychylnie przez krytykę i doceniony przez publiczność film wszedł na ekrany w 1994 roku i od tego czasu stał się jedną z najbardziej lubianych produkcji XX wieku.

Po Shawshank przyszedł czas na kolejne adaptacje prozy Kinga i kolejne nominacje do Oscara w kategorii dla Najlepszego Filmu: Zielona mila (1999) z Tomem Hanksem i The Majestic (2001) z Jimem Carrey’em. Dla wielu znajomych Darabonta był to jednak szok, że reżyser od razu nie zabrał się za zrobienie horroru. Anna Garduno, współproducentka Mgły, zna Darabonta jeszcze ze szkoły średniej. „To jest człowiek horroru. Frank uwielbia ten gatunek, ponieważ tego rodzaju filmy naprawdę otwierają okno naszej duchowości. Dają bardzo szerokie pole do obserwacji różnych ludzkich zachowań.”

Darabont skupił swą uwagę na przeniesieniu Mgły na wielki ekran kilka lat temu. „Czułem się wreszcie gotowy, by spróbować czegoś kompletnie innego od tego, co zrobiłem wcześniej” – mówi reżyser. „Ten film dał mi możliwość, by powrócić do moich korzeni, a te tkwią w horrorze. Chciałem także przymierzyć się do innego stylu robienia filmów – jazzowe jam session kontra orkiestra symfoniczna. Chciałem odłożyć na bok precyzyjne cyzelowanie na rzecz partyzanckiego filmowania, zrobić zdjęcia w super tempie i na tyle niedrogo, na ile tylko pozwala materiał. Niektóre z najlepszych horrorów miały właśnie bardzo niski budżet i były realizowane w ekstremalnie szczupłych ramach czasowych, do tej właśnie tradycji chciałem wrócić.”

Współproducenci, Garduno i Huth uważają, że Darabont potrzebował po prostu nieco się zabawić. „Myślę, że chciał zrobić coś, co przypominało mu rzeczy, które kochał w reżyserowaniu” – mówi Garduno. „To niemal jak znów stać się dzieckiem.” „Naprawdę chciał mieć z tego zabawę” – twierdzi Huth. „To jest właściwie pierwszy film, który sprawił mu aż taką radość.”

Darabont zgadza się z tym. „Mogłem wszystko, czego się dotąd nauczyłem, wyrzucić za drzwi” – mówi. „Praca przy Mgle była zabawą, szybką jazdą. Zamiast przemyśliwać każdy problem, trzeba było polegać na instynkcie, a to daje wolność i dlatego uwielbiam to.”

„Wspaniały w powieści Stephena jest motyw mgły, która uwięziła ludzi w supermarkecie i nie mamy żadnych danych, o tym, co może stać się potem. Ale nie to, co zewnętrzne okazuje się być prawdziwym zagrożeniem, lecz przerażające wrodzone właściwości kryjące się w człowieku. Uwięzieni w sklepie zwracają się jeden przeciwko drugiemu. Nagle twoi przyjaciele i sąsiedzi pokazują swe drugie bardzo niebezpieczne oblicze.”

Zdobywczyni Oscara, Marcia Gay Harden miała to samo uczucie: „Pociągał mnie ten aspekt opowiadania, który stanowi odwołanie do Władcy Much. Mgła jest niewyobrażalnie przerażającą i zdecydowanie inteligentną historią. Stara się odpowiedzieć na wiele pytań. Co robią ludzie w sytuacji katastrofy? Czy są bohaterami? Czy wręcz przeciwnie: załamują się?”

Darabont poczynił kilka zmian w narracji, dodając na przykład postać Wayne’a Jessupa (Sam Witwer). „Stephen ma do mnie zaufanie w tej materii” – mówi Darabont – „Nie miał mi za złe pewnych dowolności, na które pozwoliłem sobie przy Shawshank czy Zielonej mili i tak samo było w przypadku tej historii.”

„Język literatury i filmu to dwa różne języki, więc zmiany są konieczne” – tłumaczy dalej. „Starasz się stworzyć iluzję, że opowiadasz tę samą historię, którą napisał autor. Chcesz wydobyć tę historię, ale też chcesz zachować szacunek i zachować głos autora w scenariuszu na tyle, na ile jest to możliwe.”

„Frank nie zrobiłby jednak nic nie mając pełnego poparcia Stephena. Czuje się niezwykle odpowiedzialny za to, by zrobić adaptację jak najlepiej” – twierdzi Anna Garduno. „Jednak z ich porozumieniem nie ma najmniejszego problemu. Komunikują się na tym samym poziomie.”

Jaka była najważniejsza uwaga, jaką King zrobił po przeczytaniu scenariusza Darabonta? „Stephen przesłał mi e-mail błagając, żeby w filmie aktorzy nie musieli naśladować akcentu z Maine” – odpowiada Darabont – „Ponieważ zawsze brzmi to jak reklama produktów rolnych z Pepperidge Farm.”

Thomas Jane, któremu nieobcy jest gatunek science-fiction, ponieważ zagrał w takich filmach Kroniki mutantów czy Łowcy snów, został obsadzony w roli Davida Draytona, artysty specjalizującego się w plakatach filmowych i człowieka ze wszech miar oddanego rodzinie. To nie przypadek, że postać grana przez Jane’a przypomina Drew Struzana, którego Darabont jest wielkim fanem, a osobiście bliskim przyjacielem. Struzan jest znanym artystą, który stoi za plakatami filmowymi do serii o Indianie Jones, Gwiezdnych Wojen oraz Specjalnego Wydania na DVD Skazanych na Shawshank i Zielonej mili oraz wielu innych. W hołdzie klasycznej sztuce plakatu filmowego, którą Darabont uwielbia, liczne z najbardziej znanych prac Struzana pojawiają się w początkowej scenie w studiu Davida. Istotnie, to nad czym David pracuje, kiedy do jego domu wdziera się burza, to oryginalne prace Strugana, do których użycia w charakterze rekwizytów Darabont został upoważniony. Fani Stephena Kinga rozpoznają wśród nich obrazy z Mrocznej Wieży.

Z Jane’em Frank Darabont rozmawiał o roli Draytona od samego początku. „Zawsze uwielbiał aktorstwo Toma” – mówi Denise Huth. „Myślę, że ten film doskonale zrobi Tomowi” – twierdzi. „Dzięki niemu uzyska naprawdę silne poczucie bycia gwiazdą kina. Wiadomo, że jest bohaterem, a w dodatku nietuzinkowym. To nie ten sam facet, jakiego znanym z poprzednich produkcji.”

Oscarowej aktorce Marcii Gay Harden została przeznaczona rola pani Carmody, prostolinijnej, a jak się ostatecznie okazuje, prowokującej do waśni, członkini grupy uwięzionych mieszkańców miasteczka. „Mgła dała mi szansę odkrycia gatunku, w którym jeszcze nie próbowałam swych sił, w dodatku w tak zacnym towarzystwie” – mówi aktorka.

Ludzie załamują się – szczególnie pani Carmody, która, jak zaznacza Harden, jest „kimś w rodzaju dziwaczki i dewotki, która potrafi być bardzo oddana, ale ma niestały charakter. W sytuacji katastrofalnej załamuje się”.

Harden wyznaje, że kiedy przeczytała scenariusz nie była pewna, czy podoła wyzwaniu. Zwróciła się do starego przyjaciela i kolegi po fachu, Andre Braughera, który zgodził się zagrać wpływowego adwokata, Brenta Nortona. „Andre kazał mi przeczytać książkę i wtedy mogłam lepiej zrozumieć to wszystko.”

Braughera przekonała do projektu możliwość współpracy z Frankiem Darabontem. „Frank jest doskonałym reżyserem i robi cudowne adaptacje” – mówi aktor. „Wyreżyserował najlepszy film, jaki powstał, Skazanych na Shawshank. Więc kiedy Frank Darabont chce zrobić horror w Luizjanie, natychmiast w to wchodzę.” Braugher był zaintrygowany dramatem wpisanym w scenariusz. „Norton to ciężko doświadczony przez życie człowiek i dobry prawnik. On po prostu nie wierzy w potwory” – tłumaczy Braugher. „I nie uwierzy”.

Laurie Holden, która zagrała w ostatnim filmie Darabonta, The Majestic, gra Amandę, która właśnie sprowadziła się do miasta i nawiązała bliższą znajomość z Davidem i jego synem. Kiedy Holden pierwszy raz przeczytała scenariusz, uznała, że jest świetny. „To taki rodzaj strasznej baśni z morałem. To historia pełna mocy. Podoba mi się, że charaktery ludzkie zostają ukazane w tak okropnych okolicznościach” – mówi aktorka. „Kiedy ludziom przydarzają się złe rzeczy, sposób, w jaki się wtedy zachowują, odkrywa ich prawdziwą naturę.”

Toby Jones, którego można było ostatnio oglądać wraz z Naomi Watts w Malowanym welonie, zagrał Olliego Weeksa, kierownika supermarketu, człowieka o łagodnym usposobieniu, który zostaje zmuszony zacząć myśleć i działać po bohatersku, by ocalić życie własne i innych. „To ciekawe doświadczenie, pracować z reżyserami, których pracę się podziwia”, mówi Jones o Daraboncie. „Poza tym chciałem zmienić rodzaj ról, które dotąd ciągle grywałem. Dla mnie to kompletnie inny rodzaj filmu” – mówi aktor. „Nie wiadomo, jakie było życie tych postaci, zanim te koszmarne wydarzenia miały miejsce. Ale ta wiedza w zasadzie nie jest potrzebna filmie takim jak ten. To wartki strumień zdarzeń, jaki widzom sprawia najwięcej przyjemności.”

Frances Sternhagen dołączyła do obsady filmu jako odważna nauczycielka, Irene. Darabont był fanem Sternhagen od czasu, kiedy w 1979 roku zagrała w komedii Zacznijmy od nowa. Przeczytawszy scenariusz Sternhagen, nie mogła oprzeć się możliwości „zwalczenia tych poczwar” – jak sama mówi z uśmiechem. Szczególnie, kiedy przeczytała, że jej bohaterka gania ze spray’em na robactwo i podpala pająki. Pociągały ją oczywiście także głębsze aspekty historii. „Stephen King, jak bardzo wielu innych ludzi, jest przekonany o istnieniu potencjalnie destrukcyjnych sił działających bez naszej wiedzy” – mówi aktorka. „Mgła jest przerażająca, ponieważ pokazuje, że istoty ludzkie potrafią być naprawdę wredne i złe.”

Ogromny zespół utalentowanych aktorów dopełnia osoba Sama Witwera, dla którego zagranie kluczowej w filmie roli Wayne’a Jessupa stanowi zarazem debiut w filmie fabularnym. Zdobył tę rolę w klasycznie hollywoodzki sposób – zanim przyszedł na improwizowane czytanie roli, pomógł obładowanej bagażami nieznajomej dostać się do jej biura w Los Angeles. Nieznajoma okazała się dyrektorką castingu, Deb Aquila.

„Jessup to postać tajemnicza. To ku niemu kamera kieruje się jakby z pytaniem: Co wiesz?” – mówi Witwer. „A poza tym całuje się z dziewczyną” (śmiech). Spodobała mu się także wielowymiarowość postaci. „W większości filmów, które ostatnio oglądałem nie kładziono szczególnego nacisku na bohaterów” – mówi aktor. „Raczej na efekty specjalne albo na opowiedzenie jakiejś wymyślnej fabuły. Mgła naprawdę skupia się na ludziach i to sprawia, że jest to film odmienny od innych.”

* * *

Zdjęcia rozpoczęły się w Tłusty Czwartek, 20 lutego 2007 roku w Shreveport w Luizjanie. Dzisiaj miejsce to przeżywa prawdziwy rozkwit zwłaszcza jako plan filmowy, ponieważ prawo finansowe w Luizjanie przewiduje znaczące zachęty podatkowe dla producentów.

„Z punktu widzenia operatora uwielbiam pierwsze czytanie scenariusza i moment, gdy pomysły zaczynają swobodnie krążyć w mojej głowie. Ten projekt dosłownie porwał mnie” – mówi Ronn Schmidt. „Zaraz potem pomyślałem jednak: jak zdołamy to nakręcić? Tutaj jest wiele piekielnie trudnych elementów.” „To niesamowicie ambitny film. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem szkice, po prostu opadła mi szczęka” – wtóruje mu Greg Melton. „Nie mogłem uwierzyć, że tu się mieści tyle ujęć i tak dużo akcji.”

Większość zdjęć została nakręcona w StageWorks na przedmieściach Shreveport. Dla Meltona największym wyzwaniem było stworzenie budynku liczącego 12 tys. stóp kwadratowych w błyskawicznym czasie 6 tygodni. Scenariusz wymagał, by sklep prezentował się realistycznie i wypełniony był towarami – poczynając od piwa „Jim & Myron”, a kończąc na latarkach, których używają wszyscy bohaterowie; od t-shirtów po mopy, które zostają zamienione w pochodnie i wykorzystane jako broń.

„Musieliśmy także mieć pewność, że w sklepie wszystko zostało poukładane w taki sposób, że będziemy mogli swobodnie przechodzić od jednej sekwencji do drugiej” – dodaje Melton. Gdy wszystko zostało już zgromadzone, przestrzeń została podzielona na pięć alejek kończących się kasami, osiem przejść poprzecznych, dział mięsny, dział mrożonek i znakomicie zaopatrzone stoisko z alkoholami. Wszystkie towary – poczynając od bułek do hot-dogów, przez chrupki, po bloki rysunkowe zostały rozlokowane w alejkach w taki sam sposób jak w prawdziwym supermarkecie.

Wszystkie przedmioty, z wyjątkiem łatwo psujących się produktów, były prawdziwe, a dostarczyły ich rozmaite firmy w zamian za product placement. Wykorzystane towary zostały po zakończeniu zdjęć przekazane lokalnym towarzystwom charytatywnym i schroniskom dla bezdomnych. Melton i jego ekipa dodali kilka elementów specyficznych dla Maine i parę osobistych akcentów: bystry obserwator zauważy w sklepie stoisko z książkami Stephena Kinga.

Aktorzy byli „uwięzieni” na planie w supermarkecie i kręcili tam zdjęcia przez kilka tygodni – w tej sytuacji nie musieli nawet udawać, że czują się schwytani w pułapkę. „Praca w sklepie był potwornie stresująca” – mówi aktor Toby Jones. „Zazwyczaj, w prawdziwym świecie staram się omijać supermarkety, a każdym razie jak najszybciej z nich wychodzić. Tymczasem spędziłem większą część czasu na planie w jednym tylko sklepie!”

Do wielu momentów które zapisały się w pamięci członków ekipy – jak na przykład zetknięcie się pani Carmody z wirusem – warto dodać scenę, w której jeden z bohaterów, Joe Eagleton, niespodziewanie staje w płomieniach wskutek nieostrożnego posługiwania się mopem-pochodnią. Jego dubler, kaskader Jason Gray nosił pod kostiumem trzywarstwową bieliznę z Nomexu (specjalnego materiału zapalającego się z opóźnieniem) i od stop do głów pokryty był tłustym żelem zwierającym wyciąg z aloesu, olejek z drzewa herbacianego i wiele innych naturalnych składników. Sekwencja pożaru kręcona było w dwóch ujęciach.

Scena „trzęsienia ziemi” była najtrudniejszym momentem, jeżeli chodzi o zgranie wszystkich elementów. Ponad stu członków obsady i pozostałych uczestników uwięzionych na względnie małej przestrzeni supermarketu zostaje nagle powalonych potężnym wstrząsem. By symulować trzęsienie ziemi, członkowie ekipy technicznej zrzucili artykuły spożywcze i pozostałe produkty na specjalną konstrukcję tworząc rumowisko i poprzewracali stojaki w alejkach. Wszystko zostało spięte specjalnymi, lekkimi połączeniami, tak że w zasadzie jedna osoba z ekipy mogła manipulować całym systemem, powodując wrażenie groźnego drgania. Wydobywający się przy tym potworny hałas zaskoczył aktorów, ujawniając autentyczne, odruchowe reakcje. Cała ta scena zamknęła się w jednym ujęciu, nie licząc kilku drobnych korekt.

„Mgła jest bezapelacyjnie od początku do końca horrorem” – mówi Frank Darabont. „Nie próbuję grzebać się w niejasnych, na wpół istniejących, definicjach gatunku. Zrobiłem po prostu horror.” W przeciwieństwie do oryginału – opowiadania Stephena Kinga – film ma jednoznaczne zakończenie. „Jeśli były jakieś aspekty tej adaptacji, które odrobinę mnie niepokoiły, to właśnie fakt, że opowieść Kinga pozostaje „niedomknięta”. Nie wiemy tak naprawdę, co się zdarzyło.” – mówi reżyser, tłumacząc, dlaczego zdecydował się na taki finał. „To może być niekiedy bardzo pociągające, świeże – mam na myśli pewien rodzaj otwartej struktury, niedopowiedzianej historii. Ale może być też irytujące. Moim zdaniem, w wypadku tego filmu brak zakończenia byłby bardzo denerwujący. Dlatego dokonałem takiego wyboru.”

Darabont rozmawiał o zakończeniu filmu z Kingiem. „Wysłał mi e-mail na temat finału, do którego przywiązywałem ogromną wagę. Przyznał, że brał po uwagę takie rozwiązanie, gdy pisał opowiadanie. Mam więc jego błogosławieństwo. Publiczność może skopać mi tyłek, ale wiem, że on w tej sprawie jest po mojej stronie.

Materiały prasowe KINO ŚWIAT