King czyli Król – Forum 49/2003
Przyznanie słynnemu autorowi horrorów prestiżowej nagrody zszokowało literackie elity. Czy powieści Stephena Kinga to arcydzieła, czy raczej banalne historyjki o duchach?
Nawet jeśli nie czytałeś tej powieści, znasz na pewno jej przejmującą dreszczem fabułę: pewien mężczyzna mieszkający w starym domu na odludziu zaczyna słyszeć głosy, popada w obłęd i zabija całą swoją rodzinę. „Lśnienie”? Nie, pomyliłeś się o 200 lat. To pierwsza amerykańska powieść – „Wieland” – napisana przez Charlesa Brockdena Browna w 1798 roku.
Oczywiście Stephen King ze swoimi 300 milionami opublikowanych egzemplarzy sprzedaje się lepiej niż jego nowatorski prekursor, którego nazwisko można obecnie znaleźć jedynie jako przypis w podręcznikach historii literatury. Jednak jaśnie nam panujący mistrz horroru wciąż walczy ze snobizmem tak zwanych prawdziwych literatów. Kiedy ostatnio otrzymał Medal za Wybitny Wkład w Literaturę Amerykańską, znalazł się również w centrum debaty na temat tego, czym właściwie jest literatura.
Popularne, więc dobre
Wcześniej tę nagrodę za całokształt twórczości dostali tacy amerykańscy pisarze jak John Updike, Philip Roth i Eudora Welty, więc przyznanie jej Kingowi wywołało burzę protestów. Krytyk literacki i pisarz Harold Bloom wyraził obawy, iż świadczy to o załamaniu się zachodniego kanonu literackiego. Wiele innych osób wyszydza książki Kinga jako „tanią szmirę”. Zarówno dla tuzów literatury jak i zagorzałych fanów takie wypowiedzi to próba wytyczenia granicy między literaturą ambitną a „wagonową”.
– W kulturze amerykańskiej te granice zawsze były bardzo płynne – mówi Dana Heller, dyrektor Instytutu Nauk Humanistycznych Old Dominion University w Norfolk w stanie Wirginia. – Ta płynność zależy w dużym stopniu od tego, jak rozumiemy sam termin „popularny”. W najgorszym przypadku może on oznaczać twórczość niskich lotów i w złym guście. Lecz istnieje również definicja słowa „popularny” związana z podejściem demokratycznym – to, co podoba się ogółowi, musi być dobre.
Tak więc Kinga porównano z Edgarem Allanem Poe i Szekspirem. Bloom natomiast wyśmiał go jako „niesamowitego grafomana”. King, podobnie jak niegdyś Karol Dickens, wydawał swoje dzieła w odcinkach, co zapewniło mu ogromny sukces komercyjny. Krytycy spierają się, do kogo należałoby go porównać: do J.K. Rowlinga, Johna Miltona, Deana Koontza, Danielle Steel czy Nathaniela Hawthorne’a.
Literatura musi się dostosować
– Dla dzisiejszej kultury realia nie są tak samo ważne jak w czasach Dickensa – mówi Alan Cheuse, krytyk literacki z publicznego amerykańskiego radia NPR. – Dickens pisał o bardzo poważnych zagadnieniach leżących u podstaw brytyjskiego społeczeństwa – o życiu w wielkim mieście czy różnicach w bytowaniu poszczególnych klas społecznych. Natomiast realia w książkach Kinga mają zdecydowanie drugorzędne znaczenie. On właściwie tworzy wyłącznie historie, które mają straszyć.
Według Cheuse’a prawdziwy dar Kinga to umiejętność trafiania do jak najszerszych rzesz czytelników. – Nawet najpoważniejsze sztuki Szekspira zawierały fragmenty, które przemawiały do najprostszych ludzi. Podobnie Kingowi udaje się przyciągnąć zarówno poważnych czytelników jak i mało wybrednych.
Sam King stara się uniknąć zaszufladkowania. Pisze między innymi o zbrodniach i cyborgach oraz o zdechłych zwierzętach domowych, które po śmierci, chcąc się zemścić, powracają do świata żywych. Zarazem jednak cytuje greckiego poetę i eseistę Seferisa, a w swą powieść o wampirach „Miasteczko Salem” wplata wiersz Wallace’a Stevensa „The Emperor of Ice Cream” (Cesarz lodów). Napisał także nowelę w stylu Jorge Luisa Borgesa i jest autorem takich ambitniejszych tytułów jak „Skazani na Shawshank” i „Zielona mila”.
Dla niektórych największy dar Kinga to umiejętność połączenia świata literatury popularnej i ambitnej oraz tego, co ludzkie, z tym, co nierzeczywiste. – Jego książki traktują o czymś bardzo ważnym, co dzieje się w naszej kulturze, i o sposobie, w jaki rozumiemy człowieczeństwo – mówi profesor Heller. – Ponieważ koncepcja człowieczeństwa zmienia się pod wpływem otaczającego nas świata zaawansowanych technologii, również literatura musi się do tych zmian przystosować. Dlatego science fiction, literatura kojarzona dotychczas z maszynami i postępami techniki, będzie się wydawała człowiekowi coraz bliższa i przez to bardziej wartościowa.
Degenerat, zboczeniec, alkoholik
Jim Farrelly – wraz z dziesiątkami studentów uczestniczących w jego zajęciach „Stephen King na taśmie filmowej” oraz wykładach na temat literatury okultystycznej prowadzonych w University of Dayton w stanie Ohio – nie waha się nazywać Kinga orędownikiem kultury.
Jeden ze studentów doszukał się nawet podobieństw w sposobie przedstawienia zła i furii w „Lśnieniu” Kinga oraz „Otellu” Szekspira. W książkach Kinga znajdą również pożywkę wielbiciele Miltona. – King wspomina „Raj utracony”, upadłe anioły, kuszenie Jezusa oraz Adama i Ewy, urazę i zazdrość, która doprowadza anioły do buntu przeciw Bogu – tłumaczy Farrelly, który przyzwyczaił się już do krytyki swych wykładów. Uważa jednak, że King ma swoje miejsce w kanonie literatury – a już na pewno nie powinno się go pomijać na lekcjach literatury. – To, co Faulkner uczynił dla swojej społeczności na Południu, Stephen King robi dla swojej społeczności w Maine i Nowej Anglii – mówi. – W jego książkach znaleźć można zrozumienie dla amerykańskiej wsi.
Rzeczywiście na stronie internetowej Kinga znajduje się mapa stanu Maine z zaznaczonymi na niej małymi miasteczkami – internetowa wersja fikcyjnego hrabstwa Yoknapatawpha znanego z dzieł Williama Faulknera. Według profesor Cecilii Tichi z Vanderbilt University w Nashville w stanie Tennessee można znaleźć jeszcze inną paralelę między tymi dwoma autorami. Z Faulknera swego czasu również drwiono i odrzucano go jako „degenerata, zboczeńca seksualnego i alkoholika, gorszego niż Poe”. A potem dostał on Nagrodę Nobla.
Do pary King-Faulkner można dodać jeszcze Marka Twaina, wyszydzanego jako „pisarz dla dzieci”. Również powieściopisarkę Joyce Carol Oates piętnowano za jej „niskie pochodzenie”.
Książkowa przynęta
King nie jest pierwszym królem powieści science fiction ani pierwszym świetnie sprzedającym się autorem, który zdobył wspomnianą nagrodę literacką. Narodowa Fundacja Książki w 1999 roku uhonorowała Oprę Winfrey za dążenie do spopularyzowania powieści. Jednak dopiero wyróżnienie Kinga wstrząsnęło światem literackim.
– King mógłby napisać nawet listę rzeczy do prania i ludzie by to kupili – twierdzi George Beahm z Williamsburg w stanie Wirginia, autor ośmiu książek o Kingu.
– Jego literaturę można wykorzystać jako swego rodzaju przynętę, dzięki której ludzie sięgną po poważniejsze pozycje – mówi Cheuse.
(przedruk z The Christian Science Monitor 19.11.2003)
Autor: CHristina McCarroll, Ron Charles