Sztorm stulecia, czyli bezradność wobec zła. – Dziennik (05.05.2006)

 

Amerykanie uwielbiają Stephena Kinga. Ucieleśnia ich sen. Wyszedł z rodziny biednej i naznaczonej przez nałogi. Jego książki osiągają milionowe nakłady, obłaskawił Hollywood, ekranizowali go najlepsi: Kubrick, Cronenberg, de Palma. Pokazał, że w byciu pisarzem grozy nie ma nic strasznego. Wreszcie, co może najważniejsze, wygrał z samym sobą, pokonując uzależnienie od alkoholu i kokainy. Konsekwentnie pielęgnuje swój wizerunek „zwyczajnego” Amerykanina, którego od czytelników dzielą tylko miliony dolarów, wszystko inne zaś łączy. Lubi starego rock and rolla, zajada się pizzą, jest wiernym mężem i dobrym ojcem.

King urodził się na prowincji, na prowincji mieszka i prowincję opisuje – czyni to jednak wielkomiejskim piórem poprawności politycznej. Konserwatywni wielbiciele pisarza w roli złego ducha obsadzili żonę artysty, Tabithę, która nawróciła go na feminizm. Gdyby powieści w rodzaju Rose Madder i Bezsenności potraktować serio, wyszłoby, że wszyscy mężowie świata katują swoje żony, a ulubioną rozrywką chrześcijan jest weekendowe wysadzanie się w pobliskich klinikach aborcyjnych. Nie zmienia to faktu, że prowincję zna z całym jej kolorytem i gąszczem zależności – umiał opisać ją rzetelnie i pięknie już w młodzieńczym Miasteczku Salem, do tematu powracał wielokrotnie, krytykując ją coraz ostrzej. Jego zaangażowanie społeczne i polityczne (widoczne choćby podczas ostatnich kampanii w USA, kiedy przekazywał dotacje na rzecz m. in. Howarda Deana i Johna Kerry, ofiarował także po 10 000 dolarów Demokratom w Iowa, Maine i West Virginia) nie zmienia obiegowej opinii, że King, choć Amerykę zna świetnie, to w jego pisarstwie rozbudowane wątki obyczajowe pełnią rolę służebną, jak oprawka do zakrwawionych okularów.

Do Kinga przylgnęła właśnie łatka horrorzysty. Najsłynniejsze książki to rzeczywiście powieści grozy, choć sam King większą wagę przywiązuje do cyklu Mroczna Wieża, sagi fantasy w kostiumie westernu, upichconej w ogniu wschodniej mistyki. Z około 45 powieści mniej więcej połowa kwalifikuje się jako horrory. Reszta to thillery, kryminał (Colorado Kid) i tym podobne.

Jeśli statystyka czyni z Kinga pisarza o zainteresowaniach różnorodnych, a sam autor z zamysłu bawi się kliszami popkultury, to jego wkład w literaturę grozy zdaje się być najbardziej twórczy. Panuje pogląd, że King właśnie wyciągnął ducha za łańcuchy z gotyckiego zamku. Wepchnął na słoneczną, amerykańską prowincję, uczynił bardziej strasznym, rozumiejąc świetnie, że czym innym jest upiór w karpackim zamku, czym innym jego przeprowadzka do piwnicy sąsiada. Pomysł Kinga wykorzystało wcześniej kino ze wskazaniem na Noc żywych trupów z 1968 roku, ale to jemu trzeba przyznać zasługę, za przeniesienie nowych rozwiązań do literatury.

Metoda Kinga polega na znajdowaniu grozy w amerykańskiej zwyczajności, a zużyte motywy, w świetle prowincji, zyskują poblask świeżości. Zna psychikę Amerykanów i wyciąga upiory z tego, co im najbliższe. Świadom obsesji rodaków na punkcie motoryzacji, stworzył samochód zazdrosny i obdarzony morderczą siłą (Christine), człowieka przeciętnego nawet z nazwiska obdarzył widzeniem przyszłości (Martwa strefa), spotwornił odwiecznych przyjaciół dzieci, klauna (To) oraz bernardyna (Cujo), a także samych małolatów: w Dzieciach kukurydzy nieletni wyżynają każdego, kto wszedł w dorosłość.

Nie brak mu poczucia humoru, zwłaszcza w krótkich formach literackich. Wampirowi kazał fruwać awionetką (Nocny latawiec), palenie w określonym rytmie umożliwia pracownikom korporacji dostrzec demoniczną naturę swoich pracodawców (Ludzie godziny dziesiątej), a w Palcu rzeczony palec wystaje z kratki w umywalce, ku utrapieniu głównego bohatera. W ostatnich tomach Mrocznej Wieży wprowadził jako postać Stephena Kinga, popijającego pisarza, który zarzucił rozpoczęty w młodości, a zaplanowany na wiele ksiąg cykl fantastyczny.

Większość ludzi tkwi w przekonaniu, że duchy i potwory nie istnieją, natomiast wariaci owszem – tak więc King z lubością eksploatuje figurę szaleńca. Każe szaleć ojcom rodzin (Lśnienie) i nastolatkom, wskazując, że obłęd rodzi się z sytuacji zwyczajnych. W znakomitej Balladzie o celnym strzale pisarz uwierzył, że w jego maszynie do pisania mieszka elf, pomagający w pracy twórczej. Problem w tym, że elfowi przeszkadza zachowanie małoletniego synka pisarza, więc synka trzeba się pozbyć – ta metoda, stosowana przy użyciu odmiennych rekwizytów została wykorzystana w wielu utworach. King świetnie wie, że Ameryka jest krajem, w którym ludzie otwierają do siebie ogień na ulicy, pozornie bez powodu. Lęk przed obłędem – sąsiada, członka rodziny, pracodawcy – należy do najgłębszych w tamtej kulturze, jako jawne zaprzeczenie spokojnej codzienności. Na nim King zbudował swoją potęgę.

Sam twierdzi, że opisał szaleńca o raz za dużo. W młodzieńczej powieści Rage młody chłopak zabija nauczycielkę podczas lekcji, strzałem w głowę, i bierze całą klasę jako zakładników. Ten, zdaniem Kinga, podręcznik a nie powieść posłużył nastolatkom z Kansas w wykonaniu masakry na terenie szkoły. Oczywiście, kwestia, czy Rage stanowiła tu decydujący impuls pozostaje otwarta, bo człowiek najczęściej pociąga za cyngiel z więcej niż jednego powodu. Książka sama nie strzela. Autora przesłuchało FBI, a powieść, na jego życzenie przestała być wznawiana. Z tego powodu nie otrzymaliśmy polskiego tłumaczenia.

Jako jeden z najczęściej ekranizowanych autorów, King kinu co najmniej nie ufa. Lekceważy najlepsze ekranizacje swoich powieści – choćby Kubrickowskie Lśnienie – ale jego debiut reżyserski (Maksymalne przyspieszenie), delikatnie mówiąc, nie należy do udanych. Od początku lat dziewięćdziesiątych dostarcza bardzo dokładne scenariusze do mini seriali telewizyjnych, realizację powierzając zaprzyjaźnionym reżyserom. Książkowe wydanie Sztormu to właśnie oryginalny scenariusz, który, jak zapewnia sam autor, różni się od normalnej powieści jedynie sposobem zapisu. Mnóstwo tu detali – drobiazgowość w określaniu układu scen, ubioru bohaterów, tonu ich głosu sprawia, że King wchodzi w buty reżysera. Kingomaniacy, którzy prześledzili film, porównując z książką, scena po scenie, potwierdzają – wszystko się zgadza.

Tematycznie Sztorm stulecia przypomina wcześniejszą powieść Sklepik z marzeniami ze względu na gwałtowną krytykę, której King poddaje prowincjonalną społeczność i sam sposób ukazania zła. Little Tall, małe miasteczko, jakich w horrorach pełno, przygotowuje się do przetrwania nadciągającego sztormu. Pojawia się jednak gość równie nieproszony i stokroć bardziej złowrogi – Andre Linoge, czyli diabeł we własnej osobie. Ten sam, którego Chrystus wpędził w stado świń. Pobyt w Little Tall rozpoczyna od brutalnego morderstwa i dobrowolnie pozwala się aresztować. Szybko okazuje się, że dla gościa przeszkodą nie są ani kraty, ani kule, które chwyta w locie. Staje się jasne, że przybył nie bez powodu. Zostawi miasteczko w spokoju, jeśli otrzyma od mieszkańców to, czego chce.

Zdaje się wiedzieć o każdym z mieszkańców wszystko, z lubością wywleka ich brudne tajemnice. Wskazuje palcem: ty handlujesz trawą, ty usunęłaś ciążę, wyście wybili oko przypadkowemu homoseksualiście i tak dalej, bo w świecie Kinga każdy skrywa ohydny sekret. Linoge potrafi opanowywać ludzkie umysły, pchać do zbrodni. Ale to, czego najbardziej potrzebuje, muszą mu ofiarować sami mieszkańcy. Ludzie z Little Tall stają przed dramatycznym wyborem.

Diabeł jest postacią dla horroru zasłużoną, ale King stawia go w nowym świetle. Wcześniej przypominał nieco Barlowa z Miasteczka Salem – nie mógł wejść nieproszony. Analogicznie, w Egzorcyście to mała Regan czyni pierwszy krok, bawiąc się w wywoływanie duchów i rozmawiając z widmowym Kapitanem Howdy. U Kinga szatan po prostu się zjawia, choć nikt nie zabijał kotów na cmentarzu ani nawet nie słuchał Slayer. Być może ujawnia się tutaj teologiczne dyletanctwo autora, może celowy zamysł. Bo Little Tall zdaje się być miejscem wypranym z wszelkiej duchowości, gdzie istnienie sił nieczystych wydaje się równie nieprawdopodobne, co reelekcja Billa Clintona. Mówiąc kolokwialnie – mieszkańcy zapomnieli o Bogu, Bóg też o nich zapomniał. Diabeł pamięć ma dobrą.

Opętanie dziewczynki w Egzorcyście Friedkina było dla diabła – uosabianego przez demona Pazuzu – szalonym wysiłkiem, a dwóch księży straciło życie, by go wypędzić. Wynika z tego, że opętanie stanowi w odniesieniu do obu stron pewien kłopot. U Kinga diabeł traktuje człowieka jak parę bamboszy albo wygódkę. Wchodzi i wychodzi, kiedy mu się podoba, bez wysiłku, popełniając w cudzych ciałach najróżniejsze nieprawości. Z punktu widzenia teologii rzecz nieprawdopodobna; oczywiście literatura popularna rządzi się swoimi prawami. Ale skoro King umyślił sobie korzystanie z chrześcijańskiej demonologii, powinien czynić to konsekwentnie. Zamiast tego wydał produkt diablopodobny, bliższy figurze szamana podniesionej do kwadratu, a nie Złemu z Nowego Testamentu.

Linoge najpierw wykorzystuje hipokryzję mieszkańców, czyniąc z Little Tall namiastkę Sartrowskiego piekła. Ujawnia grzechy małe i poważne, bo przecież każdy człowiek coś kiedyś przeskrobał. King, autor niezwykle czuły na zakłamanie, nie rozumie jednak, że budowa małej społeczności nie jest możliwa bez brudu w zaprawie, bez hipokryzji. Ludzie są ułomni, a na ułomnościach mogą niekiedy powstawać rzeczy piękne. Nagłe ich ujawnienie powoduje rozpad relacji między mieszkańcami, którzy nie są w stanie przeciwstawić się wspólnemu wrogowi. Paradoksalnie, diabeł okazuje się również terapeutą. Po wydarzeniach czasu sztormu co poniektórzy podejmują próby zadośćuczynienia tym, których po cichu, w ciemności, skrzywdzili.

Osią horrorów, także tych Kingowskich, jest sprzeciw wobec nadnaturalnego zła w imię powrotu do normalności. W Sztormie stulecia ten powrót jest możliwy tylko wówczas, gdy złu się ustąpi. W finale sami mieszkańcy pilnują, by diabłu nikt się nie postawił. We wcześniejszych powieściach bohaterowie Kinga wyruszali na krucjatę przeciw złu (To, Bastion) a ojciec Callahan z Miasteczka Salem podjął się konfrontacji z wampirem Barlowem. Jego wiara okazała się jednak zbyt słaba. Mieszkańcy Little Tall nie mają jej zaś wcale, a sił im starcza na zatrzymanie jedynego człowieka, który próbuje diabła powstrzymać. Szatan jest więc katalizatorem, wyzwala zło, choć wcale nie musi go czynić.

Popkultura często lepiej niż tomy socjologów rzuca światło na przemiany społeczne. Jeśli film Egzorcysta i powieść Miasteczko Salem stanowiły wyraz przewrotnego optymizmu (zło może zostać pokonane, choćby za cenę życia), to Sztorm stulecia, w sposób nieco chaotyczny, lansuje tezę przeciwną. W sennym społeczeństwie przełomu wieków nie sposób walczyć ze złem. Nie sposób o tej walce pomyśleć.

Autor: Łukasz Orbitowski

Artukuł Łukasza Orbitowskiego ukazał się 5 maja 2006 r. w dodatku do 'Dziennika’ – 'Kultura’. To co zaprezentowaliśmy powyżej jest oryginalnym, nieokrojonym tekstem Łukasza, przez co dość mocno różni się od tego co ostatecznie wydrukowano w 'Dzienniku’.